środa, 30 listopada 2011

30 day Photo challenge: Day 28 czyli codzienna rutyna.

Codziennie myję naczynia... 
Codziennie myję zęby...
Codziennie piję herbatę...
no i codziennie jeżdżę na rowerze. Ciężko się samemu sfotografować na rowerze, więc trochę udawane zdjęcie ze statywu. Rower to dla mnie główny środek komunikacji, jak i dla połowy mieszkańców Berlina. Uwielbiam jeździć na zakupy, do banku czy po prostu na przejażdżkę. Dziś wybrałam się na Alexander Platz z mocnym postanowieniem zakupu płatków owsianych. Nie lubię owsianki, ale wiem, że jest bardzo zdrowa i może mi się tylko wydaje, że jej nie lubię. Może jeśli przyrządzę ją po "mojemu" to będzie smaczna? Płatki w wersji delikatnej dostałam w drogerii dm. Jutro zobaczymy co z tego wyszło. Chciałam też bardzo kupić sobie kalendarz adwentowy, bo od wielu lat takiego nie miałam. W Galeria Kaufhof były tylko bardzo drogie i szkoda mi było wydać 10 euro na 24 czekoladki... Szkoda. :-(


Ps. Znacie jakieś przepisy na smaczną owsiankę??

Bożonarodzeniowy apel od Dziewczyny bez matury

Moi drodzy! Od pewnego czasu na moi znajomi przekazują sobie wpis, pod którym podpisuję się rękoma i nogami. Sama jestem wielką fanką rękodzieła (scrapbooking, decoupage) dlatego ma to dla mnie duże znaczenie. Może jeszcze o tym nie myśleliście, wszak do Bożego Narodzenia został jeszcze miesiąc, ale wybierając prezenty dla bliskich pamiętajcie o moim apelu!
Zdecydujmy się na kupno prezentów Bożonarodzeniowych od drobnych przedsiębiorców, ze sklepu z rękodziełem, od sąsiada, który robi wszystko, aby utrzymać swój sklepik, od przyjaciółki, która wytwarza niepowtarzalne rzeczy, od tego, który oparł się globalizacji w naszych okolicach, w małej księgarni a nie monopolistycznych molochach... Zróbmy tak, aby nasze pieniądze dotarły do zwykłych ludzi, którzy ich potrzebują, nie do firm międzynarodowych i wielkich przedsiębiorców, którzy płacą zbyt mało swoim pracownikom i przemieszczają firmy w inny koniec świata. Robiąc tak więcej osób będzie mogło przeżyć szczęśliwe Boże Narodzenie. Zdecydujcie się na zakupy online w sklepikach, wybierzcie się na zakupy w sobotę rano, nie bądźcie źli, że małe sklepy są zamknięte w tygodniu po godz. 20. Zaplanujcie to dobrze i dajcie zarobić tym, którzy na to zasługują!
Ja osobiście zamierzam wręczyć bliskim zdjęcia, które wykonałam w przeciągu tego roku. Poznałam się już na gustach rodziny i przyjaciół. Mam nadzieję, że będą zadowoleni. Ramki do zdjęć zakupię pewnie na stronie PAKAMERA, gdzie można znaleźć cudowne rękodzieło. Zamierzam też własnoręcznie wykonać kartki i wysłać je do rodziny. Chciałam to już zrobić w zeszłe święta, ale efekt mnie nie zadowolił. Przez cały rok ćwiczyłam scrapbooking i myślę, że tym razem wyjdzie mi lepiej. 
www.pakamera.pl
www.pakamera.pl
www.pakamera.pl
www.pakamera.pl
www.pakamera.pl
www.pakamera.pl 

wtorek, 29 listopada 2011

30 day Photo challenge: Day 27 czyli moje domowe ciemności.

Jestem jeden dzień do tyłu z tagiem, wiem. Jutro postaram się nadgonić, po prostu nie starcza mi na wszystko czasu. W tym tygodniu planuję zabrać Was na berliński Weihnachtsmarkt, dlatego zdjęcie już w klimacie świąt. Dziś przyozdobiłam okna lampkami, powoli rozglądam się za choinką, pojutrze wybieram się do Ikei po bombki i dekoracje bożonarodzeniowe. Święta pełną parą! A jak u Was?

List do św. Mikołaja :-)

Czy piszecie jeszcze listy do Waszych Mikołajów albo Pań Mikołajowych? 

Ja już od dawna tego nie robiłam, ale muszę przyznać, że jestem jednym z tych niewielu dzieci, które długo wierzyły w św. Mikołaja, a na dodatek go widziały w saniach ciągnionych przez stado reniferów! Miałam kochaną babcię, która potrafiła rozbudzić moją fantazję tak, że chmury na niebie były śmietankowym kremem, ognisko w lesie latarnią dla dzikich skrzatów, a między dachami w Wigilię widziałam błyszczące i dorodne renifery i rozśmianego św. Mikołaja. Tęsknię za nią bardzo, odeszła 10 lat temu, wspomnienie jej ciepłych dłoni i najbardziej kobiecej twarzy jaką widziałam jest wciąż żywe. Z mamą pamięć o niej przechowujemy w zdjęciach, ale też w przepisach kulinarnych. Co roku na stole ląduje jabłecznik i pierogi jej przepisu. Była cudowną kucharką, ale przede wszystkim czarodziejską babcią. 

To właśnie ona motywowała mnie do pisania listów do św. Mikołaja. Odkąd jej nie ma nie napisałam ani jednego. Może to właśnie ona z nieba podszeptuje mi do ucha, żeby w tym roku znów to zrobić? Nie mam wielkich życzeń, bo zawsze wolę spełniać mojej rodziny i przyjaciół. 



Kocham książki a Ty, drogi św. Mikołaju na pewno o tym wiesz. Uwielbiam kiedy jedna leży przy łóżku i jest moją jaśkową, bo zawsze na niej zasypiam. Kiedy druga plącze mi się między portfelem a telefonem w torebce, a trzecie leży na stole w kuchni i w przerwach między obieraniem ziemniaków i smażeniem kotletów podczytuję jakąś fascynującą historię. Dlatego św. Mikołaju proszę Cię z całego serca, nie zapominaj o mnie w tym roku i przynieś mi książki! Perła Anonima oraz Jedenaście tysięcy pałek, czyli miłostki pewnego hospodara Wilhelma Apolinara Kostrowickiego to moje wymarzone pozycje, bo Ty jeden tylko wiesz ile we mnie pasji do erotyzmu...

Ps. Cieszyłabym się też z ładnego notatnika na adresy, bo wciąż zapominam o tym, żeby sobie taki sprawić. 

Wyniki konkursu!

Rozwiązanie konkursu nie było trudne, ponieważ dostałam mniej odpowiedzi niż przewidywałam. Niewiele dziewczyn zdecydowało się na odpowiedzenie na dość trudne pytanie. Odpowiedź na nie częściowo znajduje się w książce "Seks, lunch i warszawskie garnitury" Poli Hart, którą wygrywa:

Miss Aggie!

Gratuluję zwyciężczyni i proszę o przesłanie adresu (zakładka o mnie), na który mam wysłać książkę. Mam nadzieję, że będzie umilała zimowe wieczory.

PS. Już wkrótce nowy konkurs, a w nim do wygrania również książka i kilka innych niespodzianek!

poniedziałek, 28 listopada 2011

30 day Photo challenge: Day 26 czyli coś starego.

W niedzielę byłam w Szczecinie i byłam ograniczona internetowo, więc starociami chwalę się dziś. Nie wiem czy to tylko ja czy mają tak wszystkie kobiety, ale mam dużą słabość do kalendarzy i wszelkiej maści notatników i notesów. Zawsze znajdzie się coś wartego zanotowania, więc muszę mieć coś co spełni funkcje praktyczne, ale będzie też cieszyło oko. W tym roku moim terminarzem był brzydki kalendarz uniwersytecki, ale jakoś nie miałam czasu sprawić sobie czegoś ładnego. Za to od stycznia powracam do terminarza żeglarskiego, którego używałam przez kilka lat. Zdjęcia żaglówek zawsze sprawiają, że na mojej buzi gości uśmiech. Stary i nowy kalendarz:



Obecnie jestem na etapie poszukiwań jakiegoś ładnego, prostego i eleganckiego notesu na adresy. Mój poprzedni jest brzydki i już wysłużony. Może mi coś polecicie?

PS. Wyniku konkursu jutro rano :)

sobota, 26 listopada 2011

30 day Photo challenge: Day 25 czyli błysk słońca.

Ponoć jak ktoś jest fotogeniczny to nawet w brudnej koszulce i przetłuszczonych włosach wyjdzie ładnie na zdjęciu. "Ja nie jestem fotogeniczna" - tak mi się wydawało przez wiele lat. Szczególnie wtedy, gdy było mnie więcej. Dopiero od dwóch miesięcy uważam się za całkiem przyjemną dla obiektywu twarz. Ale są też fotogeniczne budynki, które na zdjęciach wychodzą świetnie, nieważne czy są we mgle, czy w nocnych ciemnościach czy na tle szarych chmur. Jednym z takich budynków jest wieża telewizyjna w Berlinie. Najpiękniej wygląda, gdy jej kopuła skrzy się w promieniach słońca.



To już ostatni dzień, aby odpowiedzieć na pytanie i wygrać świetną książkę w konkursie.

piątek, 25 listopada 2011

30 day Photo challenge: Day 24 czyli uśmiech!

Powodów do uśmiechu codziennie jest wiele. A to pyszne śniadanie, a to śmieszny piesek biegnący za rowerem, a to chasyd, któremu winda przytrzasnęła płaszcz, a to rozsypane w torebce gumy do żucia, a to śmieszny film podesłany przez znajomego. Umiem się uśmiechać, ciężej mi się śmiać z siebie, ale ze wszystkich uśmiechów na świecie najbardziej lubię ten:


czyli uśmiech mojego męża.
:-)

Pamiętajcie o konkursie! Jeszcze dwa dni!

30 day Photo challenge: Day 23 czyli zachód słońca.

A to dobre! Zachód słońca przegapiłam, bo nie zdawałam sobie sprawy z tego, że jest już o godzinie 16! Poza tym słońca w ogóle nie było przez cały dzień, więc z malowniczego zachodu słońca i tak były nici. W zastępstwie notka informacyjna:


Dzień trwa nieco ponad 8 godzin, słońce w południe ledwo wychodzi ponad dachy kamienic. Nic, tylko walić głową w mur... i czekać na wiosnę. Albo chociaż na śnieg! Czy u Was pada śnieg?

czwartek, 24 listopada 2011

Książki, książki, książki.

Moi drodzy Bloggerzy! 

Widzę, że wśród Waz jest całkiem sporo osób, które poprawiają statystykę czytelnictwa w Polsce. Mam od 2 miesięcy kryzys i przeczytałam w sumie tylko 2 książki, a rozpoczęłam czytanie 9 tytułów. W wakacje było trochę lepiej, ale też nie mam się czym chwalić. Mam wrażenie, że nie mogę trafić na coś, co mnie porwie, a wynika to chyba trochę z mojego zaszufladkowania. Przez wiele lat czytałam właściwie tylko publikacje wydawnictwa Czarnego (no i to, co musiałam czytać czyli twórczość do tłumaczenia, podręczniki i artykuły naukowe) i to sprawiło, że wypadłam z obiegu. Moja mama jest wielką fanką wydawnictwa Znak i często podsuwa mi jakieś ich książki, ale jakoś chyba nie dorosłam do filozoficznych publikacji. Nie lubię też kryminałów, które są obecnie tak popularne i łatwo dostępne. Przeczytałam w prawdzie całą trylogię Millenium, ale już mi wystarczy. Tata jest amatorem political fiction i nawet przeczytałam pół "Piasków Armagedonu" V. Wolffa, ale to też nie dla mnie. Czytam już chyba tylko książki kucharskie. 

Fenner Behmer "Bücherwurm"


Proszę Was zatem ogromnie o polecenie mi jakiś dobrych tytułów i autorów. Wybieram się na weekend do Polski i zamierzam zdefraudować nieco pieniędzy na książki. Czekam na Wasze propozycje!

PS. Nie zapominajcie o konkursie, w którym do wygrania jest właśnie książka!


środa, 23 listopada 2011

30 day Photo challenge: Day 22 czyli drzewa.

Dziś cały dzień byłam zabiegana. Odwiedziły mnie przyjaciółki, żeby porozmawiać o tym co się dzieje w Berlinie, żeby im pokazać zdjęcia z wieczoru panieńskiego, ślubu i wesela i no i żeby poplotkować i  pogadać o ulubionym temacie berlińczyków, czyli o mieszkaniach. Wcześniej musiałam się wybrać na zakupy, upiec ciasto, przygotować obiad, trochę popisać. Nie miałam czasu na fotografowanie drzew, a kiedy jechałam rano na rowerze to zapomniałam wziąć aparat... Poszłam na łatwiznę i wyszłam na nasze podwórko i cyknęłam zdjęcie już po ciemku. Co prawda temat brzmi drzewa, ale ja miałam już do dyspozycji tylko jedno, które i tak jest już tylko jesiennym kikutem... 


Zapraszam do konkursu.

Jaki poranek!

Lubię robić śniadania, ale ostatnio mam problemy z zasypianiem a tym samym ze wstawaniem, co niestety nieco koliduje z robieniem śniadań. Od kilku tygodni robi je mój ukochany mąż, są smaczne, ale jak to śniadania w wersji męskiej: kanapka, kanapka... ale dziś zaskoczył mnie całkowicie, bo na stole czekały na mnie pyszne naleśniki z jogurtem naturalnym i dżemem z moroszki! Tak rozpoczętego dnia nie można zmarnować. Dziś przychodzą do mnie aż dwie Ewy i zamierzam upiec dla nich tartę z jabłkami w karmelu. Jednak smaku naleśników o poranku już dziś nic nie pobije...

www.ikea.com
Życzę wszystkim równie miłego dnia i przypominam o konkursie!

wtorek, 22 listopada 2011

30 day Photo challenge: Day 21 czyli wzór

Chyba nikogo nie zaskoczę, a już na pewno nie siebie. Generalnie nie lubię wzorów, uwielbiam gładkie tkaniny, białe kartki bez ozdób, proste kalendarze, estetyczne opakowania kosmetyków, bez ozdobników. Jestem chyba nudna, choć ja bym powiedziała, że ascetyczna w wyborze dodatków. Ale jest jeden wzór, do którego mam absolutną słabość i są to paski. Paski na bluzkach, paski na pościeli, paski na obrusie, paski na zaproszeniach ślubnych. Kiedyś nosiłam je tylko na żaglach podczas regat i rejsów, bo miałam po prostu kilka rzeczy w ten wzór, ale potem niepozornie wkradł się on w moje życie i nim zawładnął! 


Jeszcze pięć dni do zakończenia konkursu!

poniedziałek, 21 listopada 2011

30 day Photo challenge: Day 20 czyli co przeczytałam.

Ostatnio porzuciłam nieco książki na rzecz prasy. Gazeta Wyborcza, Bluszcz, Książki, Wysokie Obcasy, Twórczość, Krytyka Polityczna, Midrasz trochę wygrywają ze stosem książek, który się piętrzy przy łóżku i czeka na swój moment. Czytam też ostatni numer Żagli, a najciekawszy artykuł dotyczy nawigacji tradycyjnej. Nie wiem tylko, dlaczego została nazwana nawigacją awaryjną... Chyba moje staroświeckie metody odchodzą zupełnie do lamusa na rzecz chartplotera i GPSa. Na egzaminie na sternika jachtowego będę musiała się i tak wykazać tą awaryjną wiedzą, więc artykuł dla mnie jak najbardziej na czasie.



A ja wciąż zapraszam na KONKURS! Do wygrania świetna książka.

30 day Photo challenge: Day 19 czyli gdzie dziś spałam.

Często na weekendy musimy z mężem jeździć do rodzinnego Szczecina. Mówiąc szczerze już nawet nie pamiętam, kiedy ostatnio spędziliśmy normalny weekend w Berlinie (za tydzień znów musimy jechać...). W ten weekend się udało i spałam w moim ukochanym łóżku wraz z mężem oraz naszymi dwoma kołdrami. Tak! Uważam, że kluczem do szczęśliwego małżeństwa jest posiadanie dwóch kołder. Kończą się kłótnie i problemy ze ściąganiem i wyziębianiem współspacza. A gdyby pod osobną kołdrą było nam źle zawsze można się wślizgnąć pod tą drugą.


30 day Photo challenge: Day 17 czyli co mam na półce.

No to mnie złapaliście! Od dawna nie przeglądałam co się dzieje na moich półkach. Wciąż dokładam do nich tylko kolejne zakupione książki i gazety. Niektóre przeczytałam, niektóre czekają na swoją kolej. W pokoju mamy z mężem piękny mebel. Ja mówię na niego komoda, chociaż to chyba w stolarstwie nazywa się inaczej. Udało nam się zmieścić tam wszystkie książki (oprócz kucharskich), nasze szpargały, świeczki i inne dekoracje, moje kosmetyki i mnóstwo kabli (czy wy też maci ich aż tyle?).

30 day Photo challenge: Day 18 czyli co skrywa moja torebka.

Trudne to pytanie, ponieważ torebki zmieniam w zależności od okazji i ich zawartość wędruje z jednej do drugiej, z drugiej do trzeciej... Wiadomo. Z domu nie wyjdę bez portfela. Dostałam go w zeszłym roku od jeszcze wtedy narzeczonego. Przedmiot moich westchnień od momentu kiedy zrozumiałam czym jest dobry styl. Czerwony portfel od Wittchena. Ale nie wychodzę z domu bez jeszcze jednej rzeczy. Bez pomadki ochronnej do ust. Mam zawsze kilka rodzajów, niezmiennie moim nr 1 pozostaje Tisane. W wakacje udało mi się kupić wersję w sztyfcie. Od najmłodszych mam lat bardzo pierzchnące usta, ale może to też być już lekkie zboczenie...



Wykorzystując fakt, że tematem jest torebka chciałam powiedzieć, że chyba nie jestem prawdziwą kobietą, bo w każdej torebce mam porządek, wiem dokładnie gdzie i co w niej znajdę. Może wynika to z tego, że ja w ogóle lubię porządek. A czy Wy bez problemu znajdujecie klucze w torebce?

niedziela, 20 listopada 2011

Niedzielny czilałt.

Sobotnia noc odbyła się pod hasłem: w poszukiwaniu rozumu po berlińskich klubach. Już dawno z mężem nie byliśmy na żadnej imprezie. Musieliśmy trochę odchorować wesele. Ale wczoraj udało nam się wrócić do żywych, ponieważ do domu wróciliśmy o 3 nad ranem niemal martwi. Dziękujemy jakiejś tajemniczej wspaniałej osobie za to, że w weekendy metro jeździ przez całą noc. Dzięki temu nie musiałam wracać w mokrym płaszczu, który w pubie Schokolade zsunął się z krzesła i kilka godzin przeleżał pod barem. Wcześniej próbowaliśmy odnaleźć pub w Tacheles (berlińska komuna), ale opary marihuany nie pozwoliły nam na to. Po przejściu przez ulicę berlińskich pań lekkich obyczajów (pełen szacunek za to, że wytrzymują w tych niebotycznych obcasach) trafiliśmy w wyższe sfery czyli klub Flamingo, jednak ceny trochę onieśmielały i skończyło się na jednym piwie. Za to jakim! Wszystkim polecam hiszpańskie piwo z Barcelony Estrella. Nie jestem smakoszką, ale to piwo smakuje wybornie.


Wyprawę zakończyliśmy w mocno lewicującym klubie Schokolade (znaleźliśmy tam ulotki zachęcające do wyjazdu na antifę do Warszawy...), muzyka była świetna, lokal wypełniony po brzegi, ale przytulny, drinki i piwo w rozsądnych cenach. Chyba dlatego właśnie nie czuliśmy upływającego czasu. Dziś obydwoje jak duchy snujemy się po mieszkaniu głodni i spragnieni. Może jeszcze uda nam się wyjść na wieczorną mszę do Polskiej Misji Katolickiej, ale w życiu nie ma nic pewnego... Tymczasem:



A przepis na drożdżówkę znalazłam u Szafirkowej Dziewczyny na jej blogu.


A ja wciąż zapraszam na KONKURS! Do wygrania świetna książka.

sobota, 19 listopada 2011

Konkurs! (+ recenzja)

Dziś niespodzianka! Blog w tym tygodniu został otworzony po raz 4000, dlatego mam dla Was konkurs. Do wygrania jest nowość, książka autorstwa Poli Hart "Seks, lunch i warszawskie garnitury". 

Książka to zgrabnie napisana powieść, bez zbędnych opisów i wydłużania fabuły. Główna bohaterka to zdecydowana i interesująca warszawianka, która opowiada jak różne zdarzenia wpływają na to, że rodzi się w niej pomysł stworzenia elitarnych klubów tylko dla kobiet. Nie chodzi tu o koła gospodyń wiejskich ani o feminizujący ruch, a o Erotic Ladies Club w pełnym tego słowa znaczeniu. Za prostą fabułą kryją się ciekawe przemyślenia wyzwolonej (?) kobiety. Bardzo mi się spodobał sposób kreślenia postaci, zarówno męskich jak i damskich. Nie ma jakieś waginalnej solidarności. Potrafi wetknąć szpilę kobietom, ale chwilami czuć mocne rozczarowanie płcią silną i nie wcale taką brzydką.

Czuję potencjał na drugą część... 

www.milionkobiet.pl
Aby wygrać książkę, należy w komentarzach pod tym wpisem odpowiedzieć na pytanie: 

kim jest wyzwolona Polka na początku XXI wieku? 

Nie wprowadzam żadnych ograniczeń! Książka jest kierowana bardziej do kobiet niż mężczyzn, ale uważam, że każdy pan powinien posiąść tą wiedzę, która zapisana jest w książce. Przeczytam każdy wpis, czekam na te interesujące! Może to być opis jakiejś sytuacji, może to być wiersz albo haiku. Czas na odpowiedzi macie do 27 listopada!


piątek, 18 listopada 2011

30 day Photo challenge: Day 16 czyli co dziś zjadłam.

Za wiele tego nie było, ale kiedy już było to 100% tego, co lubię. Zmodyfikowany przeze mnie przepis na sałatkę Cezar na dobre zagościł na naszym stole. Nie wymaga wielkich umiejętności i nakładu czasu, a efekt dla podniebienia (i dla żołądka) jest fantastyczny (i długotrwały).


Znów dodaję z opóźnieniem, bo czwartek został oficjalnie naszym basenowym dniem. Dzielnie wczoraj walczyłam z lenistwem, ale wytoczyłam się z domu i weszłam do wody. Muszę przyznać, że po tygodniu czuję już różnicę w sile i kondycji. Wszystkim polecam!

PS do dziewczyn: szukam usilnie ładnych rękawiczek i czapki. Mam granatowy, elegancki płaszcz. Do niego noszę szary komin. Chciałabym jakoś ożywić ten mój nudny wygląd. Czy widziałyście coś ciekawego w sklepach??

czwartek, 17 listopada 2011

30 day Photo challenge: Day 15 czyli moje buty.

Jako że wybrałam się na koncert Rammsteina, który wymagał odpowiedniego przygotowania to buty będą wyjątkowe. Długo z mężem dywagowaliśmy czy przywieźć z rodzinnych domów glany. Stanęło na tym, że damy radę przeżyć zasobami, które mamy w Berlinie. Mąż zdecydował się na trampki a ja na moje wysokie buty zimowe. Efekt? Nogi przywiozłam w całości, ale z takimi zakwasami od skakania... Swoje jednak warzą. A tak wyglądały, kiedy wypoczywały już w pociągu z Gdańska do Szczecina:

Wyprawa do Gdańska czyli...

... koncert Rammstein! Tak wiem, najpierw wyjaśnię, dlaczego pojechałam na koncert Rammsteina z Berlina (gdzie również się odbyły), czyli z matecznika tego zespołu do Trójmiasta? Dlaczego tłukliśmy się najpierw DB potem PKP blisko 8h skoro na koncert mogliśmy pojechać metrem do hali O2. Otóż dlatego, bo bilety w Berlinie zostały wyprzedane chyba w minutę, bo kiedy sprawdzałam dzień po ogłoszeniu trasy ile te bilety właściwie kosztują to nie został ani jeden, nawet w loży VIP za 500 euro. Najtańsze kosztowały 80 euro. Pojechaliśmy do Trójmiasta i nie żałowałam tego nawet przez moment.






Staraliśmy sobie umilać podróż jak tylko się dało. Wysokie Obcasy z ostatniego weekendu, Bluszcz (polecam wywiad z Dorotą Masłowską!) no i oczywiście Gazeta Wyborcza. W przerwach podglądałam ludzi, którzy z nami jechali. Pan zasnął na kurtce, czego nie rozumiem, bo chwilę wcześniej wypił napój o nazwie Volt (czy on nie powinien dodawać energii?). Pani miała tak fascynujące spodnie, jakby ażurowe, że nie mogłam się powstrzymać i cyknęłam jej zdjęcie. Mam nadzieję, że się nie obrazi...

No i sam koncert. Co za magia się odbyła na Ergo Arenie! Nie będę się tu rozpisywała. Powiem, że nauczyłam się nowego słowa, które oddaje całkowicie nastrój tego wydarzenia: prestidigitator. Ogień i fajerwerki rozbłyskające wciąż na scenie paliły moją twarz, a nie odważyłam się podejść pod samą scenę! Z mężem mieliśmy bilety na strefę golden circle czyli tą, która okala bezpośrednio scenę. W niektórych momentach traciłam zmysły i poczucie czasu. Nie wiedziałam czy śpiewać z tłumem, czy podskakiwać czy patrzeć i przeżywać... 

CJG Trójmiasto
CJG Trójmiasto
CJG Trójmiasto

Następnego dnia nasz pociąg odjeżdżał dopiero o 13.30. Wybraliśmy się na spacer po Gdańsku w poszukiwaniu śniadania. Trafiliśmy też do hali targowej, w której zaopatrzyliśmy się w pyszne pieczywo, a ja wypatrzyłam na stoisku rybnym zupę łososiową w puszcze. Zobaczymy co z niej wyjdzie... Bardzo ubolewaliśmy nad tym, że nie możemy sobie nakupować wędzonych ryb i świeżego łososia, ale myślę, że współpasażerowie by tego nie przeżyli. Chociaż mąż uparł się na sok z kwaszonej kapusty, który też nie pachnie jak perfumy...












W Trójmieście byliśmy kilka lat temu i Gdańsk nas wtedy oczarował. Od tamtej pory nic się nie zmieniło. Nie wiem co takiego jest w tym mieście, ale mam wrażenie, że żyłoby mi się tam przyjemnie. Może to ten morski "przeciąg", który znam też z rodzinnego Szczecina. Może architektura. Może ludzie. Nie wiem, ale gdyby ktoś dziś zadzwonił z propozycją pracy z Trójmiasta nie wahałabym się ani minuty. 

PS. Swoją drogą zainspirowana nieco Blogiem Czekolady odważę się tu napisać, że muzyka może wzmagać chuć w kobiecie. Z uprawianiem miłości kojarzy mi się jakaś sącząca się w tle muzyka o nienachalnych nutach. A ja od koncertu Rammsteina nie mogę zapanować nad sobą, a raczej nad Nią, a pełni nie ma...