czwartek, 8 grudnia 2011

Śpiesz się przy kupowaniu ziemi, żonę wybieraj powoli*

Nie będę ukrywała, że na moje życie mocny wpływ ma pochodzenie. Jak u większości rodowitych szczecinianek historia mojej rodziny jest kolorowa i poplątana. Jestem mieszanką wilniuków, lwowiaków i  wielkopolskich Niemców. Jednak największym piętnem odcisnął się dziadek Żyd, który urodził się w roku wybuchu wojny. Jego rodzice trafili na Syberię i z niej już nie powrócili, a dziadkowie zginęli w obozie Birkenau. Dziadek nie był praktykującym Żydem, czasami się zastanawiałam czy dla niego miało w ogóle jakiekolwiek znaczenie kim on jest, a może były to dla niego zbyt bolesne wspomnienia? Był marynarzem, pływał na słynnych statkach z "traktorami", które ZSRR wysyłało na Kubę, prowadził życie samotnika. Może właśnie fakt, że sam był taki niezainteresowany swoja historią sprawił, że ja wpadłam w nią po uszy? 

Zawsze się zastanawiałam które cechy mojego charakteru mogę przypisać moim żydowskim korzeniom,  które tym niemieckim, a które polskim? Dziś dochodzę do wniosku, że stałam się prawdziwą żydowską swatką, kobietą instytucją, do której całe pokolenia mają szacunek i przychodzą po poradę miłosną czy rodzinną. No może nie przychodzą do mnie jeszcze całe klany, ale jako przykładna żona w szczęśliwym małżeństwie stałam się nagle w gronie naszych przyjaciół osobą, która jest często pytana o porady dotyczące związków damsko-męskich. Zupełnie naturalnie udzielam tych rad, opierając się na moim doświadczeniu. Wiadomo, że mój mąż nie jest pierwszym mężczyzną, z którym budowałam związek, więc trochę błędów popełniłam i chyba wiem jak ich unikać. Do tego wszystkiego odziedziczyłam wrodzoną zdolność do odczytywania ludzkich charakterów.

Czy to nie są przymioty idealnej swaty? 


Gerrit van Honthorst 'Swatka'


Udało mi się związać ze sobą dwoje wspaniałych ludzi, oboje to moi przyjaciele z zupełnie różnych środowisk, jednak łączy ich niesamowita radość życia i skłonność do ryzyka. Zapoznałam ich ze sobą w zeszłym roku i niestety nie zaiskrzyło. W międzyczasie przyjaciółka się zaręczyła, później zaręczyny zerwała. Na pocieszenie wysłałam ją w ramiona mojego przyjaciela, z którym przed rokiem nic nie wyszło. I masz! Są razem, szczęśliwi, uśmiechnięci od ucha do ucha, radośni. Ona mówi, że to jest właśnie TO. On wciąż powtarza jaką ona jest niesamowitą kobietą. Aż serce rośnie jak się na nich patrzy.

Drugie osiągnięcie to naprawienie zniszczonego związku. Przysłowie mówi, że dwa razy do tej samej rzeki się nie wchodzi, ale są takie pary, które nie potrafią żyć oddzielnie. Związek rozpadł się po 4 latach, tuż przed wspólnym zamieszkaniem. Nie mogli żyć razem, bo obydwoje są uparciuchami i mają tzw. trudne charaktery. Ale czy ktoś inny niż człowiek o mocnym charakterze będzie w stanie zrozumieć drugiego takiego? Chyba nie... On kogoś poznał, ona też nie próżnowała. Na mój ślub przyszli pokłóceni, kazali się porozsadzać po sali, żeby na siebie nie patrzeć, ale z wesela wyszli razem i w przyszłym tygodniu przyjeżdżają za pewne podziękować mi za to, że udało im się uratować miłość.

*I. B. Singer

12 komentarzy:

  1. Niezła swatka z Ciebie. Może mnie z kimś zeswatasz ;)? Chociaż ja jestem nieswatalny raczej. Wolę sam. Uparciuch ;)



    Chociaż jak widać na blogu kiepsko idzie ;p

    OdpowiedzUsuń
  2. ja też swatałam ale znajomi po kilkuletnim małżeństtwie i 2 dzieci już po rozwodzie. Chyba więc nie będę parać się tym zajęciem ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. To musi byc dopiero fajne uczucie polaczyc ze soba dwoch ludzi i patrzec, jacy sa ze soba szczesliwi :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Miłośnik miłości: musiałbyś wypełnić długi formularz, musiałabym Cię poznać, musiałbyś skoczyć przez płot i zrobić kilka innych rzeczy, dopiero wtedy bym Cię zakwalifikowała jako kawalera do swatania :)

    Loretta: jeśli rozstali się po tak długim czasie to już raczej nie możesz obwiniać siebie. Może zmienili się z czasem?

    Miss Aggie: wierz mi, że to wspaniałe uczucie, szczególnie, że wszyscy mają takie skomplikowane charaktery. To jak dopasowywanie do siebie klepek parkietu!

    OdpowiedzUsuń
  5. Jestem pod wrażeniem tego ile Ty już wiesz i jak fajnie sobie radzisz. Ja tego wszystkiego się dopiero uczę choć mam 31 lat i 4 lata małżeństwa za sobą. Wychodzimy (mam nadzieję) z kryzysu.
    Ogromną rolę w naszym życiu ogrywają nasi rodzice. Tzn. wzorujemy się na ich czętso zupełnie nieświadomie. I niełatwo wyjść z tych ślepych, wygodnych ścieżek. Nawet jeśli rujnują nam związki i nas samych.

    OdpowiedzUsuń
  6. Dominikg: bardzo mi miło usłyszeć takie słowa. Mój związek z mężem trwa już 4,5 roku. Przez ten czas też przechodziliśmy swoje lepsze i gorsze chwile. Raz już się pakowałam, bo sytuacja wydawała mi się beznadziejna. Raz wyszłam z domu na całą noc, bo poczułam się oszukiwana i bezradna.

    Ale dziś jesteśmy tu, gdzie duże konflikty nas już nie dosięgają. Dzieje się tak tylko dlatego, że wszystkie poprzednie przegadaliśmy do granic możliwości, co pozwoliło nam dokładnie się poznać.

    I my też przez pierwsze 3 lata popełnialiśmy błędy wzorując się na naszych rodzicach. Uświadomiła mi to moja mama (sic!) i od tej pory żyjemy naszym życiem, naszymi błędami i naszym szczęściem :)

    OdpowiedzUsuń
  7. no to w razie zapotrzebowania będę wiedziała, do kogo się zgłosić. czy prowadzisz też działalność online? :)

    OdpowiedzUsuń
  8. UWAGA! Opinia bardzo subiektywna!
    Hmm, ja muszę przyznać, że tego typu działalność budzi zawsze we mnie wątpliwości. Nie widzę sensu w poradach u psychoanalityka, psychologa itp... tak więc swatanie kojarzy mi się trochę z wtrącaniem się w nie swoje sprawy. Ale jeśli tym pomogłaś komukolwiek - to szacunek!

    OdpowiedzUsuń
  9. Phazi! Tu tylko subiektywne opinie! Ja też nie lubię psychoanalityków, psychologów, psychoterapeutów, doradców rodzinnych i innych podobnych psycho-ludzi. To, że się stałam swatką było dziełem przypadku. Nie zamierzam wiązać ze sobą nieznanych mi ludzi. Moim przyjaciołom przedstawiłam ich sobie wzajemnie, a reszta to chemia :) czyli dobrze dobrane składniki, które razem zawsze tworzą stałe wiązania. A że okres wylęgania trwał aż 1,5 roku... to już ich sprawa :)

    A w drugim przypadku. Ciężko nazwać swataniem powrót do siebie pary, która jak łyse konie się zna... Udzieliłam w tym przypadku jednej rady: musicie być razem, bo nikt inny z Wami nie wytrzyma :)

    Ot swata :) A co do porad małżeńskich. Uważam, że już całkiem nieźle poznałam się na temacie, więc jak ktoś chce wysłuchać mojego zdania to je chętnie wypowiadam :)

    OdpowiedzUsuń
  10. Hmm... swatka raczej nie, ale Anioł? - tak Anioł - to mi pasuje do Ciebie :))

    OdpowiedzUsuń
  11. Aurora... aż się zaczerwieniłam :) Ja tylko zrobiłam dobry uczynek dla przyjaciół :-)

    OdpowiedzUsuń
  12. Wspaniale, że miłość potrafi się tak znaleźć!
    Są ludzie dla siebie przeznaczeni, którzy pomimo trudności muszą być razem.

    A ja mam nadzieję, że mi jest pisany L.

    OdpowiedzUsuń