piątek, 8 grudnia 2017

5 rzeczy, które odróżnia niemieckich rodziców od polskich

Lidia skończyła niedawno dwa lata. Niestety nie czyni mnie to w ogóle ekspertem w kwestii wychowania dzieci, mam wrażenie, że czasami wiem mniej, niż dzień wcześniej, ale się staram i efekty są :) Natomiast tu zamiast pisać o tym co przyrządziłam na urodzinową imprezę oraz jakie Lidia dostała prezenty, mam dla was słodko-gorzki tekst o różnicach pomiędzy rodzicami w Polsce i w Niemczech. Zdjęcia zatem urodzinowe, a tekst o różnicach kulturowych.


Brałam udział jako tłumacz w bardzo ciekawym projekcie na zlecenie polskiego Instytutu Goethego, który chce stworzyć obraz współczesnego społeczeństwa niemieckiego, widzianego oczami polskich dziennikarzy. Polska reportażystka, która realizuje jeden z tematów to moja koleżanka, więc nie dość, że zatrzymała się u nas, to dodatkowo tłumaczyłam dla niej wywiady oraz byłam pewnego rodzaju łączniczką, ponieważ skontaktowałam ją z kilkoma rodzicami i nie-rodzicami, żyjącymi w Berlinie.

Piszę ten tekst z perspektywy mamy w Berlinie, weźcie proszę na to poprawkę. Myślę, że niektóre z punktów mogą się różnić, jeśli weźmiemy pod uwagę inne niemieckie miasta lub prowincję. Ja jednak chodziłam do szkoły w niemieckiej wiosce i ze względów rodzinnych znam bardzo dobrze  kulturę niemiecką, którą traktuję jak swoją. Weźcie też proszę poprawkę na to, że nie mieszkam w Polsce od lat i mój kontakt z rodzicami małych dzieci w Polsce jest w pewien sposób ograniczony, jednak znam ich sporo, na tyle, aby podać wam moje subiektywne spostrzeżenia. Czekam na komentarze, opinie, obelgi i zniewagi pod tekstem. Zapraszam!

środa, 6 grudnia 2017

Odkrycia jesieni


"Rdza" Jakuba Małeckiego
 to druga (i pół) książka tego autora, którą przeczytałam. Pierwszy był "Dygot" i jest to jedna z lepszych książek jakie w ogóle kiedykolwiek przeczytałam. Myślę, że za kilka lat ta powieść stanie się polskim klasykiem i wejdzie do kanonu lektur (choć może lepiej nie, żeby nie straciła w oczach młodych czytelników). W książkach Małeckiego najbardziej lubię chyba to, że opowiadają historię zwykłych ludzi, udowadniając jednocześnie, że każdy ma coś ciekawego do opowiedzenia. Trzeba tylko umieć to wydobyć albo zmienić perspektywę patrzenia. Im jestem starsza tym bardziej dostrzegam jak fascynujące były losy członków mojej rodziny, które np. moim rodzicom wydają się zupełnie zwykłe, jednak jedną generację niżej losy moich dziadków, ich spektakularna wędrówka z rubieży II Rzeczpospolitej na ziemie odzyskane wydaje mi się tamtem nie na jedną a pięć powieści. Małecki osadza swoje powieści w małych ojczyznach, rysuje przekrój całej społeczności, wydobywa z postaci to co najciekawsze i daje pełen obraz najczęściej prowincji. Z resztą tak właśnie trafiłam na jego książkę "Dygot", ponieważ redaktor Nogaś wspomniał o niej w kontekście literatury wiejskiej, której w Polsce brakuje. A szkoda.

Nie będę wam zdradzać fabuły "Rdzy", sięgnijcie po tę niesamowitą historię, której obraz na długo został w mojej głowie. Pssyt: jest malutki wątek berliński.