Wyglądam za okno i nie wierzę własnym oczom. Gruba warstwa chmur zasłania słońce, na chodnikach brudny śnieg, resztki żwiru i piasku na podwórku, rower zakryty folią smętnieje i czeka na wiosnę, nie chce się nic! Jedynie ciepłe wspomnienia przypominają mi, że w Berlinie może być zielono, przyjemnie, że można zrzucić grube płaszcze i wybrać się do parku.
Grillowanie to drugie imię Berlina, kiedy dni przestają być ponure, a temperatura nie zmusza do ciągłego popijania gorącej herbaty. Berlińczycy masowo wylegają na polany, skwery i do parków, ochoczo niosąc wielkie maszyny i malutkie jednorazowe grille oraz torby pełne smakołyków. Niemcy kładą nad rozgrzanym brykietem kiełbaski, Turcy szaszłyki warzywne i sery a Francuzi marynowane mięso. Wszyscy zgodnie popijają piwo, panowie z małymi grandma-trolley podjeżdżają do roześmianego towarzystwa, aby w specyficzny, acz grzeczny sposób zapytać, czy puste butelki są jeszcze potrzebne. Małe pieski wesoło podskakują między grillami w nadziei, że znajdą jakąś zapomnianą kiełbaskę.
My najczęściej grillujemy w Mauer Parku. To taka wolna strefa Berlina. Kiedyś ten trawnik rozdzielał Berlin Wschodni i Zachodni, jeszcze 25 lat temu kicały po nim jedynie berlińskie króliczki. Dziś, gdy tylko słońce wyjdzie zza chmurki wszyscy zajadają się grillowanymi specjałami. W Mauer Parku co niedzielę odbywa się karaoke, najpopularniejszy berliński pchli targ, każdego ranka i wieczora można spotkać tu biegaczy, na murkach siedzą grupki młodych ludzi i piją piwo i palą trawkę, Francuzi grają w bule, ja najczęściej czytam książkę wystawiając twarz do słońca. To miejsce nie ma w sobie wiele urody, jednak bardzo je lubię i kojarzy mi się z moim najlepszym czasem w Berlinie.
Grillowanie to zawsze gorący temat wśród berlińczyków i w miejscowej prasie. Miasto co roku w jakimś miejscu wprowadza zakaz grillowania. Zawsze budzi to ogromne kontrowersje, sprzeciwy i protesty mieszkańców. Czasami pojawia się nowe miejsce na grillowej mapie Berlina, co budzi ogromną radość i zbiorowe grillowanie.
Naprawdę nie wiem ile jeszcze potrwa zima. Wciąż wymyślam inne metody na przywołanie cieplejszych dni. A Wy co robicie, żeby nie sczeznąć w tej zimowej atmosferze?
Już myślałam, że się fajnie macie i możecie grillować gdzie tylko chcecie ;) A tu jednak nie.
OdpowiedzUsuńU nas zima w pełni. Mam nadzieję, że jak zniknie to szybko.
Berlin, piękne miasto. Zawsze chetnie tam jadę. A jeszcze te zdjęcia z tych cieplejszych czasów :)
OdpowiedzUsuńBardzo fajny blog, będę zaglądać.
Pozdrawiam
Grillowanie to jednak narodowy sport Polaków :D
OdpowiedzUsuńZjadłby przy ciepłej pogodzie i grubych wąsatych Niemcach dobrą polską kiełbasę i bawarskie piwko! :D
OdpowiedzUsuńBerlin jest ekstra i gdyby moje serce nie należało już do Paryża, pewnie chciałabym tam zamieszkać :)
OdpowiedzUsuńhttp://designdetector.blogspot.com/
A ja juz myslalam, ze wiosna sie pogubila i najpierw trafila do Berlina!:)
OdpowiedzUsuńUff...to tylko wspomnienia...ale jakie sielankowe!;)
I jakie truskawy...:o
Pieknej niedzieli Ci zycze!:)
Ohhhh... usiąść na trawie. To by było coś! Wiosna idzie, naprawdę. Myślę, że do Berlina dotrze za jakieś 3 dni. Wyciągajcie grille i szykujcie kiełbaski. Weekend przy piwku tuż tuż. Póki co, życzę udanego tygodnia.
OdpowiedzUsuńmarzę o pikniku na trawie.. już niedługo!
OdpowiedzUsuńNiesamowity klimat i bardzo zazdroszczę miejsca zamieszkania, może kiedyś sama się wyniosę w podobne otoczenie! :) Wiosna na całe szczęście dotarła zanim przyszło mi napisać ten komentarz, więc nie muszę przedstawiać 3985739857598 sposobów na wygnanie zimy, wystarczy, że zaproszę do siebie na www.malgo-pisze.blogspot.com :)
OdpowiedzUsuńNie wiedziałam, że Berlin taki do grillowania :D Ja już się nie mogę doczekać, aż przyjdzie sezon na grilla... :D
OdpowiedzUsuńBoziiu, jak ja Ci zazdroszczę! Tego Berlina, tego wszystkiego. Uwielbiam to miasto! <3
OdpowiedzUsuńaż sama sobie chyba grilla zrobię ;)
OdpowiedzUsuńzapraszam do mn http://szufladkawyobrazni.blogspot.com/
halo, gdzie jesteś?
OdpowiedzUsuń