środa, 6 grudnia 2017

Odkrycia jesieni


"Rdza" Jakuba Małeckiego
 to druga (i pół) książka tego autora, którą przeczytałam. Pierwszy był "Dygot" i jest to jedna z lepszych książek jakie w ogóle kiedykolwiek przeczytałam. Myślę, że za kilka lat ta powieść stanie się polskim klasykiem i wejdzie do kanonu lektur (choć może lepiej nie, żeby nie straciła w oczach młodych czytelników). W książkach Małeckiego najbardziej lubię chyba to, że opowiadają historię zwykłych ludzi, udowadniając jednocześnie, że każdy ma coś ciekawego do opowiedzenia. Trzeba tylko umieć to wydobyć albo zmienić perspektywę patrzenia. Im jestem starsza tym bardziej dostrzegam jak fascynujące były losy członków mojej rodziny, które np. moim rodzicom wydają się zupełnie zwykłe, jednak jedną generację niżej losy moich dziadków, ich spektakularna wędrówka z rubieży II Rzeczpospolitej na ziemie odzyskane wydaje mi się tamtem nie na jedną a pięć powieści. Małecki osadza swoje powieści w małych ojczyznach, rysuje przekrój całej społeczności, wydobywa z postaci to co najciekawsze i daje pełen obraz najczęściej prowincji. Z resztą tak właśnie trafiłam na jego książkę "Dygot", ponieważ redaktor Nogaś wspomniał o niej w kontekście literatury wiejskiej, której w Polsce brakuje. A szkoda.

Nie będę wam zdradzać fabuły "Rdzy", sięgnijcie po tę niesamowitą historię, której obraz na długo został w mojej głowie. Pssyt: jest malutki wątek berliński.



W październiku skończyliśmy oglądać trzecią serię Twin Peaks. Pamiętam, że jako dziecko cholernie bałam się tego serialu, a obrazy z niego zostały ze mną na lata, wzbudzając jednocześnie niepokój i zaciekawienie. Kilka lat temu odświeżyliśmy sobie pierwsze serie, fajnie było cofnąć się w czasie i zanurzyć w estetykę lat 80, spojrzeć na ten serial nieco bardziej doświadczonym okiem. Natomiast 3 seria to zupełne nowum. David Lynch wyjął chyba wszystkie swoje asy z rękawa, posłużył się dziesiątkami paraboli i metafor, które można było dostrzec wszędzie (pewnie połowy z nich nawet nie zrozumiałam!), inspirował się najróżniejszymi filmami i serialami ostatnich lat jak np. Breaking Bad, Lillyhammer, serial jest też komentarzem do współczesnych Stanów Zjednoczonych, do problemów z biedą, bronią, naiwnością obywateli. "Twin Peaks" to przede wszystkim niesamowicie opowiedziana historia pewnego agenta FBI, który trafia do... no właśnie, dokąd? Do piekła? Do krainy złego Boba? W odmęty świadomości swojego twórcy? Wraca po 25 latach, aby dokończyć sprawę zabójstwa Laury Palmer, co mu się udaje, jednak skutki tego są bardzo przewrotne.

Na blog Maki Skaut (klik) trafiłam przez hatifnaty Joanny Glogazy i od razu przepadłam. Spędziłam chyba godzinę czytając kolejne teksty z pogranicza psychologii i macierzyństwa. Przyznam, że do tej pory nie interesowały mnie te tematy, właściwie w ogóle nie zaglądałam na tzw. blogi parentingowe, od czasu do czasu rzuciłam okiem na ładne zdjęcia mam w ciąży, jednak bycie mamą nie stało się moim "stylem życia", więc siłą rzeczy nie czytałam na ten temat za dużo. Teraz mam więcej pytań i wątpliwości i lubię sprawdzić, co mądrzejsi ode mnie mają do powiedzenia. To jest właśnie takie miejsce. Polecam wam szczególnie artykuł o mówieniu prawdy (klik), który akurat z macierzyństwem nie ma za dużo wspólnego, ale odpowiada na odwieczne pytanie: czy prawda zaboli, w artykule o przewrotnym tytule "Ludzie nie są z kruchego szkła"? Zaglądam regularnie i wy też powinniście!

Temat, który mnie ostatnio całkowicie pochłonął (trochę hobbystycznie a trochę zawodowo), to fotografia kulinarna. Oczywiście śledzę od lat wiele blogów i magazynów kulinarnych, mam swoje ulubione, takie do których ciągle wracam, ale zawsze byłam tylko biernym obserwatorem zdjęć i czynnym realizatorem przepisów. Zdjęcia miały dla mnie zawsze ogromne znaczenie, gotowałam tylko z tych przepisów, które miały ładne zdjęcia. Wiem, przykre, ale jakże prawdziwe :P Ostatnio pracowałam przy projekcie, gdzie musiałam wykonać sesję zdjęciową dla dwóch lokali, przy czym jeden słynie z dobrego syryjskiego jedzenia i pysznej kawy, więc one stały w centrum zainteresowania. Chciałbym fotografować jak najlepsi, dlatego do nich sięgam po inspirację. W jej poszukiwaniu trafiłam na blog (klik), który za każdym razem, gdy go oglądam przyprawia mnie o zawrót głowy. Our food stories Zdjęcia są piękne i nie trzeba nic więcej dodawać. Jednak dopiero podczas oglądania właśnie tej strony zaczęłam sobie zadawać pytania o techniki, światło, ustawienie elementów kadru itd. To jest temat rzeka i może do niego kiedyś wrócę.


Była strawa dla ducha, to teraz coś dla ciała. Serum Pharmaceris z witaminą C kupiłam po raz pierwszy tej jesieni, ale nie jest to mój pierwszy kosmetyk z witaminą C. Kiedyś od pewnej kosmetolog usłyszałam, że są właściwie tylko dwa składniki, które w realny sposób mają wpływ na wygląd naszej skóry. Jednym z nich jest witamina C, która ma szansę przeniknąć do głębszych warstw skóry. Od kilku lat między wrześniem a marcem codziennie przed snem nakładam na moją twarz, szyję i dłonie nakładam serum z witaminą C. Używałam już chyba wszystkich dostępnych na rynku, zarówno tych drogeryjnych jak i aptecznych, ale to jest najlepsze! Ma bardzo ciekawą konsystencję, wodno-olejową, można na nie nałożyć krem. Efekt to rozświetlona, oczyszczona skóra, a drobne letnie przebarwienia znikają. Polecam wszystkim bladym dziewczynom, ale przede wszystkim tym, które mieszkają w mieście i ich twarz jest narażona na kontakt z zanieczyszczeniami.

A wy co odkryliście tej jesieni?

1 komentarz:

  1. Też trafiłam do Matki Skaut przez Joannę i również przepadłam, chociaż mamą nie jestem. Fajnie, że ktoś w końcu odważył się pisać o trudnych sprawach otwarcie.
    A fotografia kulinarna to i dla mnie temat rzeka... chwilowo porzucony na rzecz fotografii krajobrazu, z którą jednak jakoś nie do końca mi po drodze...

    OdpowiedzUsuń