Więcej na moim Instagramie |
Poniedziałek: Do znudzenia poniedziałek stoi pod znakiem podwyższania poziomu żelaza, czyli wątróbka w winie z kaszą gryczaną i pieczonymi w syropie klonowym korzeniami pietruszki i marchewki.
Wtorek: Naleśniki owsiane z twarogiem, suszonymi pomidorami i fenkułem, a do tego świeża sałata z granatem i oliwą cytrynową.
Środa i Czwartek: Danie, które nie stało w kolizji z całą górą pączków, jakie na nas czekały przez kolejne dwa dni Kasza gryczana zapiekana z warzywami: marchwią, groszkiem, cebulą, zieloną fasolką, czosnkiem, papryką, sowicie doprawiona suszonym rozmarynem i tymiankiem, a wszystko znalazło się pod ciepłą fetą.
Piątek: To ten dzień, kiedy ani nie miałam ochoty ani czasu stać przy kuchni i wymyślać coś na obiad, więc zjedliśmy na berlińskim Weddingu pyszną Schawarmę i falafel. Nie było to może kulinarne cudo, ale fajnie tak czasem nie musieć nic gotować (szczególnie, gdy poprzednie dwa dni zeszły mi głównie na smażeniu milionów pączków :D)
Sobota: Goście, goście! W soboty rano zawsze pracuję, więc nie ma czasu na jakieś wielkie przygotowania. Odwiedziła nas rodzina, którą koniecznie chcieliśmy zabrać na (naszym zdaniem!) jedne z lepszych hamburgerów w Berlinie. Zajadałam się pysznym cheeseburgerem w Rebel Room.
Niedziela: Po naszej pierwszej wycieczce rowerowej w trójkę miałam ochotę na coś specjalnego.
Filet z łososia inspirowany tym przepisem, podany (jak na ostatnie dni karnawału przystało!) z frytkami! Do tego fasolka i grillowany ananas. Niebo w gębie! Najlepsze obiady są w niedzielę :)
Ale ty jesz ogromna ilosci. A szczupla jestes przynajmniej?
OdpowiedzUsuńNiee... baaardzo gruba. ;)
OdpowiedzUsuńBardzo gruba to nie, ale twoja sylwetka pozostawia wiele do zyczenia.
OdpowiedzUsuń