piątek, 6 października 2017

Rustykalna tarta z jabłkami na dobry początek jesieni.

Uwielbiam jesień, to zdecydowanie moja ulubiona pora roku. Po gorącym lecie przyjemnie wystawić ciało na chłód poranka, oglądać mgły oblepiające lasy i łąki, uwielbiam ten moment, kiedy natura eksploduje wyjątkowymi kolorami, którymi można się cieszyć zaledwie kilka tygodni. Lubię też tę późną jesień, kiedy z kubkiem herbaty można odpocząć od szalonego nadmiaru owoców letnich i wymyślać kolejne przepisy na jabłeczniki i szarlotki. Oczywiście z kubkiem herbaty w ręku.

Lubię wybrać się na targ i do zaprzyjazionego warzywniaka, gdzie są dostępne "brzydkie", ale szczęśliwe jabłka z Polski. Mogę wtedy przebierać we wczesnych antonówkach, jesiennych i soczystych nakrapianych alwach, albo cierpliwie poczekać na renety. Z resztą wszystkie jabłka są pyszne! 





Dziś wariacja przepisu na jabłecznik, który od lat piecze moja mama. Kiedy byłam nastolatką zdradziła mi jak go upiec, to właśnie to ciasto sprawiło, że w ogóle zaczęłam piec, szukać przepisów, kombinować w kuchni. Kiedy miałam kilkanaście lat wydawało mi się to kosmicznym osiągnięciem zagnieść kruche i przygotować nadzienie do ciasta, dziś zajmuje mi to kilka minut. Dzięki mamo za zaszczepienie pasji do pieczenia! Mam nadzieję, że Lidia też to polubi. To było to pierwsze ciasto które upiekłam samodzielnie. Historia lubi się powtarzać, ponieważ przepis ten powstał, gdy moja mama, mając kilkanaście lat, odwiedzała swoją mamę w szpitalu i chciała dla niej i dla swojej rodziny upiec coś pysznego i prostego (sic!) za razem. W oryginale jabłecznik składa się z podpieczonego spodu, warstwy nadzienia i góry, która tak samo jak spód jest rozwałkowanym na ok. 5 cm kruchym. W oryginale była tam chyba łyżka kwaśnej śmietany. Tu moja wersja:


Tarta z jabłkami


200 g mąki pszennej
50 g skrobi ziemniaczanej
150 g zimnego masła
4 łyżki cukru pudru
1 jajko

1kg jabłek (najlepiej lekko kwaskowych i mało soczystych)
2 łyżki miodu (lub więcej jeśli ktoś jest łasuchem)
gałka muszkatołowa
cynamon

Masło kroję w małe kawałki i lekko rozgniatam palcem, aby przybrały formę małych placków, wrzucam do mąki, dodaję resztę składników i pozwalam Kitchen Aidowi zrobić swoją magię. Jeśli zagniatam ciasto ręcznie to masło i mąkę wrzucam do dużej miski i rozcieram szybko między palcami tak, aby masło nie zaczęło się rozpuszczać. Dodaję resztę składników i zagniatam energicznie ciasto. Formuję z niego gruby placek i zawijam w folię, a ciasto wędruje do lodówki na czas, kiedy będę przygotowywać nadzienie do tarty.

Jabłka obieram i tarkuję na tarce o grubych oczkach. Starkowane jabłka odciskam lekko na drobnym sicie, aby pozbyć się nadmiaru soku*. Jeśli jabłka są bardzo soczyste, tarkuję ich więcej. Dodaję dwie  łyżki miodu (lub wedle uznania), tarkuję odrobinę gałki muszkatołowej i dodaję około łyżeczkę cynamonu. O ile cynamon można pominąć, gałka to mus!

Wyciągam ciasto z lodówki, formę do tarty smaruję masłem i wysypuję bułką tartą. Ciasto rozwałkowuję i nawinięte na wałek przenoszę do formy. Dokładnie dociskam i ucinam wystające brzegi. Przykrywam papierem do pieczenia, wysypuję fasolą (lub innym obciążnikiem) i podpiekam 10 min w 180st. Potem ściągam papier i piekę jeszcze 5 min. Na podpieczony spód wykładam masę a na wierzch kilka wyciśniętych z resztek ciasta serc. Piekę do zarumienienia serc ok. 20 min.



*sok oczywiście wypijam w tajemnicy przed domownikami, bo zawsze jest do niego długa kolejka :)
Smacznego.

2 komentarze:

  1. Odpowiedzi
    1. Jak są jajka od szczęśliwych kurek, to mogą być też szczęśliwe jabłka z Polski :)

      Usuń