środa, 27 lipca 2011

Berlin. Pan Srok.

Pan Srok próbował coś wyciągnąć z papierzyska. Ale przestraszył się przejeżdżających samochodów. Niepostrzeżenie uciekł. Jednak ja wiem, że miejskiego hałasu nie należy się bać.
Należy go przyjąć i żyć jak w ciszy.


wtorek, 19 lipca 2011

Krótki rejs po Zalewie Szczecińskim.

Trzebież - Nowe Warpno - Trzebież.

Wraz z narzeczonym nie mogliśmy już znieść zgiełku miasta, dlatego na weekend uciekliśmy na łódkę. W sobotę wypłynęliśmy przy niemal flaucie na Zalew i na silniczku i średnio napiętych żaglach dopłynęliśmy do Nowego Warpna. Cisza, spokój, sunące żaglówki i wielkie kontenerowce... Mewy krzyczące do nas z boi nawigacyjnych, majaczące na horyzoncie kościelne wieże... Wszystko to składa się na cudowny moment wytchnienia od codzienności.

Wieczorem dopłynęliśmy do mariny w Nowym Warpnie. W zeszłym roku poznaliśmy tam bardzo sympatycznego bosmana, dlatego fakt, że nikt nie podszedł do nas, aby podjąć cumy albo chociaż powiedzieć, gdzie możemy zacumować bardzo nas zdziwił. Udało mi się podejść do kei Urzędu Morskiego bez żadnych szkód. Pogoda sprzyjała spacerom, dlatego postanowiliśmy przejść się po starej części miasteczka. Z zaskoczeniem odkryliśmy, że niemal wszystko jest w remoncie. Ulice, elewacje, kanalizacja. Przy marinie powstała aleja żeglarzy, a w centrum tawerna, w której uraczyliśmy się zimnym Bosmanem. 

Rano u bosmana dowiedzieliśmy się, że na Zalewie może się rozwiać do 6 Bft, a w porywach nawet do 8. Znając możliwości, a raczej jej brak naszej łupiny postanowiliśmy zebrać się jak najszybciej. Na wodzie okazało się, że żadnej wichury nie ma, wiało fantastycznie, tylko z przeciwnego kierunku. Po kilkugodzinnym halsowaniu dotarliśmy do Trzebieży. I w tym miasteczku wyraźnie dało się odczuć, że turyści odkrywają plaże i smażalnie rybne nad Zalewem.

Wszystkim, którzy wybiorą się do Trzebieży mogę polecić smażalnię Wiking, która znajduje się tuż obok COŻ-u (Centralny Ośrodek Żeglarski). Świetny wybór ryb (jest nawet kergulena) w zestawach z frytkami i smacznymi surówkami, ale także szaszłyk. Atmosfera i jedzenie są dużo lepsze niż w nadmorskich smażalniach.









czwartek, 14 lipca 2011

Ułamki Szczecina: Różanka

Ciepły i słoneczny weekend sprzyjał spacerom po Szczecinie. Zupełnie niespodziewanie wybrałam się do Różanki. Piękno róż udało się ująć nawet aparatem w telefonie. Wszystkim polecam wizytę w tym miejscu. Cudowny zapach róż już z daleka obiecuje miłe doznania. Kolor liści i kwiatostanów może przyprawić o zawrót głowy. Wszystkie róże są opisane z nazwy i typu. Po spacerze można uraczyć się lodami lub zimnymi napojami i usiąść na jednej z ławeczek i rozkoszować się widokiem cudownych kwiatów i kojącym dźwiękiem wody z fontanny Szczecińskich Ogrodników w postaci gęsi w locie. W tym miejscu można się poczuć jak w przedwojennym Szczecinie, gdzie ludzie wolny czas spędzali na cichych rozmowach i spacerach po parkach naszego miasta.

Zapraszam do wirtualnego spaceru po Różane pod tym adresem: Różanka









środa, 13 lipca 2011

Dziewczyna się stołuje: Fam. Dang

Kuchnia azjatycka bez glutaminianu sodu? Tylko w barze Fam. Dang przy Rosenthaler Platz. 



Wczoraj wraz z narzeczonym uraczyliśmy zgłodniałe żołądki i wybredne podniebienia w azjatyckiej knajpce Fam. Dang, która znajduje się tuż przy wyjściu ze stacji U8 Rosenthaler Platz. Jasne wnętrze i ogródek przed wejściem zachęcają, aby przysiąść i coś zamówić. 

W menu znajdziemy sajgonki (Frühlingsrolle) za ok. 2.50 euro, kilka potraw w cieście, mięsa podawane z makaronem ryżowym (do 5 euro). Nas jednak najbardziej zainteresowały zupy. Zamówiliśmy małą wersję Won-Ton z warzywami, makaronem ryżowym oraz pierożkami wypełnionymi krewetkami i kurczakiem. Dania podawane są w ciekawych, niesymetrycznych miskach z typowymi dla tej kuchni ceramicznymi łyżeczkami i pałeczkami. Nie czeka się na nie bardzo długo, ale na tyle długo by być przekonanym, że są świeże. Smak jest rzeczywiście bardzo naturalny, nie szczypie w język jak podczas jedzenia zupek chińskich.



 Bardzo dobra azjatycka kuchnia, z naciskiem na potrawy wietnamskie i chińskie. Cena jak na okolicę i dania niewygórowana, zaryzykowałabym, że nawet niska. Na pewno jeszcze tam wrócimy po coś większego. Codziennie jest dostępna inna oferta dnia.
Fam. Dang
Torstraße  125, 10119 Berlin


czwartek, 7 lipca 2011

Dziewczyna się stołuje: Fischfabrik

Wychowanka miasta, gdzie ryby powinno się jadać na śniadanie, obiad, deser i kolację, a jada się tylko karpia na Boże Narodzenie, poczuła rybi głód. Zawsze lubiłam rybę i zawsze chętnie jadano ją u mnie w domu. Nigdy nie stroniłam od pstrągów, łososi. Od dawna natomiast chciałam spróbować stek z tuńczyka. Słyszałam na temat tego dania wiele pozytywnych i zaskakujących opinii (smakuje jak schabowy, łatwo się go przyrządza, ma wielkie ości, których łatwo się pozbyć). Do tej pory próbowałam jedynie tuńczyka surowego w sushi i takiego z puszki...

Postanowiłam, że deszczowy weekend najlepiej sobie wynagrodzić dobrym jedzeniem. W tej kwestii Prenzlauer Berg nigdy mnie nie zawodzi. Tak było i tym razem. Fischfabrik to mały i fantastyczny bar rybny. Ma typową nadmorską, ale nie bazarową atmosferę. Wszystko jest tam bardzo fryzyjskie. Drewniane stoły, barowe krzesła, białe kafle na ścianach, modele latarni i żaglowców. Po zamówieniu możemy obserwować jak kucharz obrabia i smaży rybę. Wszystko to tworzy bardzo nadmorski klimat. 

Do wyboru mamy coś dla fanów standardu czyli fish&chips w trzech rozmiarach (uwaga! king size jest naprawdę wielki!), a dla tych, którzy szukają nowości jest tuńczyk podawany z domowymi podsmażanymi ziemniaczkami, pieczywem czosnkowym i surówką z najlepszym dresingiem, jaki kiedykolwiek jadłam. Do każdej potrawy dostajemy remuladę i lekko pikantny sos pomidorowy. Sztućce stoją w cynkowych wiaderkach na stołach. Na ścianie płaski telewizor wyświetla sceny z życia morskich zwierząt, a z głośników słychać berlińskie radio. Przy kasie można wziąć sobie w prezencie cukierka i kartkę o wymownym tekście i rysunku:

Przykładowe potrawy i ich ceny z menu: 

Tintenfischtuben in Rotwein-Tomatensoße,Knoblauchbrot 6,90
Lachsburger, Chips und Soßen 5,90
gegrillter Thunfisch, Bratkartoffeln, Salat, Knoblauchbrot 12,50
Meeresspieß, Gemü̈sereis/Bratkartoffeln, Tomatensoße 8,90

Porcje jak na mój żołądek są dość duże.

Fischfabrik  Danzigerstraße 24 / 10435 Berlin-Prenzlauer Berg  




piątek, 1 lipca 2011

Krótka wycieczka rowerowa.

Krótka wycieczka rowerowa, aby po zimie rozruszać i kości i sprzęt trwała ok. 2 godziny. Tereny położone wzdłuż granicy polsko-niemieckiej (Wzniesienia Szczecińskie) obfitują w wiele malowniczych tras, które często są przygotowane dla cyklistów.

Wycieczka zaczęła się i skończyła w Kościnie. Trasa: Kościno - Bobolin (rowerowe przejście graniczne) - Schwennenz - Sonnenberg - Ramin - Schmagerow (leśno-polną droga) - Neu Grambow - Kościno. 

Droga nie jest ruchliwa ani pod względem samochodów ani rowerzystów. Jeśli jakichś się spotyka są to zazwyczaj Polacy. W okolicach Bobolina pasą się konie, w lasach w okolicy Schmagerow rosną niebotyczne krzaki malin, a w Neu Grambow można się zatrzymać w stanicy Zum Bauernhof http://www.zum-bauernhof.eu/

Trasy w tej okolicy nie są wymagające, za to widoki niezwykle kojące dla każdego, kto dużo czasu spędza w mieście. Na trasach nie ma stromych wzniesień ani błotnistych dróg. Każdy da sobie radę.

Więcej na temat ciekawych tras rowerowych w tym regionie można znaleźć tu: http://www.oder-neisse-radweg.de/