czwartek, 17 listopada 2011

Wyprawa do Gdańska czyli...

... koncert Rammstein! Tak wiem, najpierw wyjaśnię, dlaczego pojechałam na koncert Rammsteina z Berlina (gdzie również się odbyły), czyli z matecznika tego zespołu do Trójmiasta? Dlaczego tłukliśmy się najpierw DB potem PKP blisko 8h skoro na koncert mogliśmy pojechać metrem do hali O2. Otóż dlatego, bo bilety w Berlinie zostały wyprzedane chyba w minutę, bo kiedy sprawdzałam dzień po ogłoszeniu trasy ile te bilety właściwie kosztują to nie został ani jeden, nawet w loży VIP za 500 euro. Najtańsze kosztowały 80 euro. Pojechaliśmy do Trójmiasta i nie żałowałam tego nawet przez moment.






Staraliśmy sobie umilać podróż jak tylko się dało. Wysokie Obcasy z ostatniego weekendu, Bluszcz (polecam wywiad z Dorotą Masłowską!) no i oczywiście Gazeta Wyborcza. W przerwach podglądałam ludzi, którzy z nami jechali. Pan zasnął na kurtce, czego nie rozumiem, bo chwilę wcześniej wypił napój o nazwie Volt (czy on nie powinien dodawać energii?). Pani miała tak fascynujące spodnie, jakby ażurowe, że nie mogłam się powstrzymać i cyknęłam jej zdjęcie. Mam nadzieję, że się nie obrazi...

No i sam koncert. Co za magia się odbyła na Ergo Arenie! Nie będę się tu rozpisywała. Powiem, że nauczyłam się nowego słowa, które oddaje całkowicie nastrój tego wydarzenia: prestidigitator. Ogień i fajerwerki rozbłyskające wciąż na scenie paliły moją twarz, a nie odważyłam się podejść pod samą scenę! Z mężem mieliśmy bilety na strefę golden circle czyli tą, która okala bezpośrednio scenę. W niektórych momentach traciłam zmysły i poczucie czasu. Nie wiedziałam czy śpiewać z tłumem, czy podskakiwać czy patrzeć i przeżywać... 

CJG Trójmiasto
CJG Trójmiasto
CJG Trójmiasto

Następnego dnia nasz pociąg odjeżdżał dopiero o 13.30. Wybraliśmy się na spacer po Gdańsku w poszukiwaniu śniadania. Trafiliśmy też do hali targowej, w której zaopatrzyliśmy się w pyszne pieczywo, a ja wypatrzyłam na stoisku rybnym zupę łososiową w puszcze. Zobaczymy co z niej wyjdzie... Bardzo ubolewaliśmy nad tym, że nie możemy sobie nakupować wędzonych ryb i świeżego łososia, ale myślę, że współpasażerowie by tego nie przeżyli. Chociaż mąż uparł się na sok z kwaszonej kapusty, który też nie pachnie jak perfumy...












W Trójmieście byliśmy kilka lat temu i Gdańsk nas wtedy oczarował. Od tamtej pory nic się nie zmieniło. Nie wiem co takiego jest w tym mieście, ale mam wrażenie, że żyłoby mi się tam przyjemnie. Może to ten morski "przeciąg", który znam też z rodzinnego Szczecina. Może architektura. Może ludzie. Nie wiem, ale gdyby ktoś dziś zadzwonił z propozycją pracy z Trójmiasta nie wahałabym się ani minuty. 

PS. Swoją drogą zainspirowana nieco Blogiem Czekolady odważę się tu napisać, że muzyka może wzmagać chuć w kobiecie. Z uprawianiem miłości kojarzy mi się jakaś sącząca się w tle muzyka o nienachalnych nutach. A ja od koncertu Rammsteina nie mogę zapanować nad sobą, a raczej nad Nią, a pełni nie ma... 

4 komentarze:

  1. Sok z kapusty :D jak babci przykazała ;-)

    OdpowiedzUsuń
  2. No mąż twierdzi, że ten sok jest dobry na potencję i chyba... rzeczywiście! Muzyka Rammsteina + sok z kwaszone kapusty = dobre pożycie małżeńskie :)

    OdpowiedzUsuń
  3. jak ja lubię takie bazary. aż mi się zachciało do Gdańska

    OdpowiedzUsuń