Nie umiem sobie odmówić wyjścia raz w tygodniu w porze lunchu na coś smakowitego. Najczęściej jadam z mężem w okolicy jego pracy, która jest niezwykle turystyczna, niestety dla biznesu restauracyjnego... Restauracje są drogie, serwują to, co podoba się wszystkim, aby zgromadzić jak najwięcej klientów, a przy tym jest w nich zawsze pełno głośnych turystów, którzy w Berlinie zobaczą wieżę telewizyjną i swój talerz (dlaczego nie pójdą do McDonalda?). Oczywiście w okolicy Hackescher Markt są też znakomite miejsca, w których zjemy pysznie i niedrogo, ale tym razem będzie o restauracji, która nie zachwyca absolutnie niczym.
Oferta lunchowa jest droższa o kilka euro niż w każdym innym miejscu w okolicy, do tego wybór jest bardzo mały, ponieważ są to tylko dwa dania. My trafiliśmy na dzień, w którym serwowany był panierowany filet z kurczaka z frytkami i barem sałatkowym oraz tagiatelle z wołowiną i sosem pomidorowym. O ile to drugie danie jeszcze jakoś można powiązać z Ameryką Łacińską, to kotlet we fryturze chyba nie pochodzi z tego regionu. Restauracja chwali się szerokim wyborem steków, jednak cena 25 euro i więcej za porcję potrafi porządnie odstraszyć. W lokalu nie było tłumów, jednak na nasze zamówienie czekaliśmy dobre 15 minut. Czas umilaliśmy sobie wyborem sałatki z baru, który bardzo kojarzył mi się z Pizzą Hut. Kurczak z frytkami był smaczny, bo czy w takim daniu można coś zepsuć? Jednak tagiatelle było rozgotowane, sos bardzo kwaśny, a z wołowiny nie były powykrawane błonki i żyłki, co sprawiało, że miałam wrażenie, że żuję gumę. Na szczęście składniki w barze sałatkowym były świeże, jednak sosy podane do nich smakowały jak te, które kupuje się w 5 l kubełkach w Makro i dodaje do frytek w nadmorskich budkach.
Nie polecam! Dziś wybieram się w poszukiwaniu czegoś pysznego, aby zakryć złe wrażenie po ostatniej lunchowej eskapadzie.
Maredo
Neue Promenade 4, Hackescher Markt
10178 Berlin
http://www.maredo.de/essen-trinken.html
Jakbyś miała okazję zjeść wołowinę grillowaną wprost z Argentyny (tzw. "Asado") to się pochwal i opisz mi smak ;d Przykładów na to, że można coś sprzedawać pod szyldem pochodzenia innym niż w rzeczywistości jest niemało.
OdpowiedzUsuńChoćby z własnego podwórka: Przejść się gdzieś do restauracji z tzw. kuchnią staropolską wystarczy. Jestem przekonany, że z prawdziwą kuchnią staropolską w takich restauracjach praktycznie nie mamy do czynienia, ale nie ma to jak autopromocja... ;)
W ogóle to pojęcie "kuchnia staropolska" jest bardzo mylące. Ta kuchnia przypominała bardziej coś na wzór dzisiejszej kuchni indyjskiej, ponieważ polscy kucharze lubowali się w cynamonie, imbirze, gałce muszkatołowej. Szkoda, że to nie pozostało do dziś... Dziś bigos i kotlet schabowy :(
UsuńHeh mam to szczęście(?), że chodzę na wykład do najlepszego w kraju specjalisty od kuchni staropolskiej. Bigos kiedyś był bez kapusty!!!
UsuńCzasem tak to już bywa, że miejsce rozczarowuje. A druga sprawa ile ma wspólnego z tradycyjnymi smakami np. szeroko znany przykład "gruzińskiego" Chaczapuri w Krakowie.
OdpowiedzUsuńCzłowiek uczy się na błędach ;)
A ja nie wiem o co chodzi z chaczapuri? Podają tam jakieś niesmaczne? W Berlinie jest kilka gruzińskich knajp, ale nie miałam jeszcze okazji spróbować :(
Usuńnieczesto zdarza sie znalezc cos dobrego w porze lunchu, zwlaszcza w tak turystycznych miejscach... podziwiam za spróbowanie tego "apetycznie" wygladajacego dania! kwasny sos?? grrrr.... powinnas sie chyba cieszyc, ze nie zaplacilas tego zoladkowymi sensacjami :-((
OdpowiedzUsuńOwocnych dalszych poszukiwań!
OdpowiedzUsuńUdało się! Napomknę co nie co w najbliższym czasie.
UsuńJa polecam tę restaurację: http://www.trattoria-toto.de/ . :-)
OdpowiedzUsuńja w ogóle nie lubie wołowiny:/
OdpowiedzUsuńoby Twoje kolejne kulinarne przygody były bardziej udane;)
Wołowina to zdecydowanie moje ukochane mięso! Ale musi być dobrze przyrządzone, w tym wypadku tak niestety nie było.
UsuńTen komentarz został usunięty przez administratora bloga.
OdpowiedzUsuńO kurka! Ależ bym to wciągnął!
OdpowiedzUsuńHej,
OdpowiedzUsuńMogłabyś polecić mi jakąś dobrą uczelnię w Niemczech? Interesuje mnie germanistyka międzykulturowa, niemcoznawstwo albo kulturoznawstwo. Słyszałaś może o Universitat Viadrina?
Tutaj z kolei są takie oszukane restauracje meksykańskie, Wahaca się nazywają. Już sama nazwa to wskazuje...
OdpowiedzUsuńA Hackescher Markt uwielbiam!
pozdrawiam