poniedziałek, 15 października 2012

Co na obiad? Tydzień 9.

Poniedziałek: Co za dzień! O 7 rano staliśmy przed urzędem miasta w Szczecinie, żeby załatwić kilka spraw. O 8 mieliśmy pociąg do Berlina, który w połowie drogi musiał się zatrzymać, bo ktoś rzucił się pod koła ICC, który jechał przed nami. Taksówką do najbliższego dworca! Potem do centrum, szybko, szybko! Zamówiliśmy najgorszy makaron z gorgonzolą i średnią pizzę... Nic nie psuje humoru tak, jak złe jedzenie. Lepiej nie jeść nic, niż jeść coś tak niedobrego...
Wtorek: Burrito z pomidorową salsą, hiszpańskim ryżem, serem i ostrą wołowiną w barze Dolores.
Środa: Nóżki kurczaka marynowane w ostrej papryce i sosie sojowym z ziemniakami i sałatą z dressingiem a la Sylt.
Czwartek: Spaghetti z sosem bolognese (czyli chuda wołowina, cebula, czosnek, passata i obowiązkowo świeża bazylia, oregano, tymianek i rozmaryn).
Piątek: Reszta sosu bolognese zmusiła mnie do kreatywności. Cukinie nafaszerowałam resztkami, dodałam sporo parmezanu i świeże pomidory. Podałam z podpieczoną pitą turecką, którą wcześniej posmarowałam oliwą aromatyzowaną czosnkiem. Takie comfort food w piątkowy wieczór. Wszystko zapiekłam i zjadłam z apetytem :) Potem obrzeraliśmy się muffinami z salep, o których możecie poczytać we wcześniejszym wpisie.
Sobota: Czy my będziemy mieli w końcu spokojną sobotę!? Wybraliśmy się do Szczecina na powtórkę parapetówy u naszych przyjaciół. Na poprzednią nie trafiliśmy, bo byliśmy na Atlantyku na regatach, o których wkrótce pojawi się wpis. Dlatego obiad zjadłam w pociągu. Mąż kupił dla nas durum dönner na Gesundbrunnen. Jest tam taka budka, w której sprzedają całkiem przyzwoity kebab.
Niedziela: Naleśniki z pomidorami, papryką, cebulą, parmezanem i rozmarynem. I wieczorne obrzarstwo u przyjaciół. Ich rumuńska współlokatorka zrobiła pyszną pastę z bakłażana, którą zajadaliśmy z chlebkami wasa.

1 komentarz: