Z jakiegoś niepojętego powodu nie mogę dziś dodawać komentarzy na własnym blogu! Zrzucam to na karb wołającego o pomstę połączenia. W poprzednim mieszkaniu internet szaleńczo wlewał się na mój komputer, obecnie muszę walczyć niczym lwica o każdy pakiet danych. No, ale przynajmniej mam coś, co przy wielkich staraniach mogę nazwać stałym podłączeniem do sieci.
Ostatnie tygodnie zeszły mi na urządzaniu naszego gniazdka i gotowaniu pyszności dla męża i przyjaciół. Jak już Wam pisałam, mam piekarnik, który utrzymuje stałą temperaturę i to do tego, taką jaką sobie zażyczę! Wróciłam też do tygodniowego menu, które pewnie Was cieszy. Wpadłam w międzynarodowy tygiel, z którego skrzętnie korzystam. I muszę przyznać, że niski odsetek otaczających mnie Niemców wpływa korzystnie na moje samopoczucie. "Wariatka!" - pomyślicie. Mieszka w Niemczech i nie podobają jej się autochtoni. Nie będę ukrywała, że mam problem z Niemcami. Za Stasiukiem powtórzę, że Niemcy to jeden z nielicznych krajów, w którym byłoby sympatyczniej, gdyby wszyscy jego mieszkańcy wyjechali dokądś na wakacje, na Ibizę albo Majorkę na ten przykład. I tak przecież co piąty mieszkaniec Balearów pochodzi z kraju nad Renem i Łabą. Co za różnica, gdyby był to co drugi, albo gdyby na archipelagu wyłącznie mieszkali Niemcy??
I tak panoszą się wszędzie. Użyłam tego słowa z pełną premedytacją. Gdziekolwiek nie przybywają czują się jak panowie na włościach. Uważają, że nie muszą się uczyć języków obcych i zawsze są tak samo zdziwieni, że za granicą nikt nie chce z nimi rozmawiać po niemiecku. Któregoś razu wracałam z mężem z długiego weekendu z Polski (niemieckiego długiego weekendu, zaznaczę) i z jakiejś niezrozumiałej przyczyny Niemieckie Koleje (DB) podstawiły pociąg z jednym (sic!) wagonem. Wszyscy Niemcy (którzy wracali znad polskiego morza, gdzie Urlaub ist super billig) oraz wszyscy Polacy (którzy przyjechali odwiedzić swoje rodziny i uzupełnić zapasy twarogu i kwaśnej śmietany) wcisnęli się do tego jednego wagonu jak sardynki. Oczywiście ja, wyznawczyni zasady, że zawsze trzeba mieć klasę i styl, założyłam na tę okazję 13 cm szpilki, w których dwugodzinna podróż na stojąco w przedusznym i przegorącym pociągu była niczym kuracja odchudzająca. Odchudzająco zadziałały też wszystkie nerwy, które spinały się boleśnie przy każdym kolejnym słowie obrzydliwie grubego i czerwonego jak świnia Bawarczyka*, który mówił tym okropnym dialektem. Nie znoszę go, a przyczynia się do tego przede wszystkim fakt, że Bawarczykom wydaje się, że to jedyny słuszny język i nawet nie starają się udawać, że potrafią mówić w Hochdeutsch, czyli w języku literackim, ogólnie przyjętym w Niemczech.
Bawarczyk za pewne nadawał przez całą podróż, ale mój mąż widząc moje coraz to bardziej złowieszcze miny chwycił mnie za rękę i jakimś dziwnym sposobem udało nam się przepchnąć przez ciasno upchniętych pasażerów na drugi koniec wagonu, gdzie nie byłam w zasięgu rażenia tego Niemca. "Ale o co jej chodzi!" zapytacie pewnie. Otóż ten wątpliwie sympatyczny pan snuł teorie jakie to Niemcy byłyby dziś wielkim i wspaniałym państwem, gdyby nie te pomioty szatana Polska i Rosja, chociaż Rosja to jeszcze, bo przecież taka duuuuuża. Ale Polska!? Przecież ten 'Szecin' to jakaś pomyłka! To przecież zawsze był Stettin! To jest przecież niemieckie miasto i Polacy nigdy nie będą tu u siebie! Gorsi są niż ci z DDR, bo nawet po niemiecku nie mówią! Bieda aż piszczy. Nie to co u nas, w Bawarii. Przemysł, dobrobyt, Alpy!
No przecież myślałam, że się odwrócę i chwycę go za ten pusty łeb i najgłębszym frankońskim jaki potrafię z siebie wydobyć powiem mu, że jego niby-państwo Bawaria, zostało odbudowane za amerykańskie pieniądze tylko dlatego, że jego ziomek Hitler rozjechał razem z Ruskimi połowę Polaków, a drugą połowę zamknął w obozach, po wojnie zostawiając na pastwę Rosjan, którzy obracali nami jak pionkami. Teraz, gdy już się objedli i opili za amerykańskie pieniądze z planu Marshalla mają pretensje do losu, że ktoś, czyli państwo każe im płacić zbójecki podatek na biedniejsze Bundeslandy, np. te ze wschodu Niemiec.
Nic nie powiedziałam, bo gdy temperatura w mojej głowie osiągnęła poziom wrzenia, mąż chwycił mnie za rękę i przeciągnął daleko od Hansa-Helmuta...
Wiem, że piszę to dla i do ludzi, którzy może trafią na tego bloga i może nawet przeczytają cały wpis. Wiem również, że mogę zostać surowo oceniona po tym, co tu ponawypisywałam. Ja siebie oceniam bardzo surowo, bo nie wolno wyciągać wniosków o całym narodzie na podstawie takich pryszczy na dupie, jakich zdarza się spotkać w każdym kraju, jednak jest w Niemcach coś niepokojącego o czym chciałabym Wam od czasu do czasu pisać na tym blogu. Niepokój budzi przede wszystkim ich kompromisowe i komformistyczne podejście do rzeczywistości. Niemcy biorą świat takim jaki jest, nie analizują, nie zastanawiają się. Bardzo mnie razi ta ich małostkowość, brak zainteresowania światem i wyjrzenia nieco poza swój mlekiem i miodem płynący kraj... To jak będzie? Mam Wam od czasu do czasu wrzucić nieco goryczy na temat Niemców?
*skąd wiem, że to był Bawarczyk? Nie, nie... Nie poddaję się stereotypom. Po prostu w domu mówiło się po frankońsku, a stamtąd już niedaleko do Bawarii. Bayer erkenne ich schon von weitem...
** proszę o wybaczenie, pisałam ten wpis pod wpływem piwa...
** proszę o wybaczenie, pisałam ten wpis pod wpływem piwa...
dobre! więcej takich postów!
OdpowiedzUsuńTrafilam tu przez przypadek i chyba zostane, fajnie tu u Ciebie!;)
OdpowiedzUsuńBardzo interesujacy wpis i wg mnie wcale nie musisz sie tlumaczyc, ze pisalas go pod wplywem piwa...wszakze..."in vino veritas":)))
Pozdrowionka!:)
Na Twoim miejscu też by mnie cholera brała. Akurat tym razem padło na Bawarczyka, ale taka koszmarna niewiedza czy też ignorancja zawsze są denerwujące. Fajnie, że ten pan urodził się w takim, a nie innym miejscu, w dobrych czasach, nie musiał iść na wojnę albo przymierać głodem - tylko nie ma w tym żadnej jego zasługi.
OdpowiedzUsuńCieszmy się tym co mamy i pozwólmy żyć innym.
Z Niemcami różnie bywa. Ja zwykle trafiałam na zainteresowanych tym, co się dzieje gdzieś dalej. Ale studiuję w takim miejscu, gdzie ciężko trafić na innych... Za mało Niemców poznałam najwidoczniej.
OdpowiedzUsuńWylewaj czasem tę gorycz. Z międzykulturowego punktu widzenia to bardzo interesujące zagadnienia.
W każdym kraju jest tak samo - są osoby otwarte i zamknięte na wszystko. Są Polacy, którzy chcą znać świat i nie poddają się stereotypom, ale są też tacy, którzy zachowują się, jakby wojna skończyła się przedwczoraj.
ojejusiu :))) jaka szkoda, że twój małżonek interweniował zapobiegawczo :))) chciałabym zobaczyć taką konfrontację. Zwłaszcza z przytoczeniem wszystkich argumentów, w tym również z tym jak to się "objedli i opili za amerykańskie pieniądze z planu Marshalla" :)) pozdrawiam z tego kontrowersyjnego Szczecina ;)
OdpowiedzUsuń"Dojczland" również czytałam - sporo w nim trafnych komentarzy nt. Niemców, ale równie dużo kompleksów. Zmęczyły mnie... Wolę innego Stasiuka, mniej spiętego... ;)
Ja też wolę inne książki Stasiuka, ale Dojczland nie jest książką, którą da się potraktować obojętnie. Czasami denerwuje mnie w niej sam autor, czasami półobecni bohaterowie...
UsuńI ja czasami żałuję, że nie wchodzę w dyskusję z Niemcami. To taka zasada. Ale raz złamałam własną regułę i skutek był najbardziej nieoczekiwany... Ale o tym pewnie w kolejnym wpisie!
Wstyd się przyznać, ale złota myśl Stasiuka, że Niemcy jako kraj byłyby fajniejsze bez Niemców-mieszkańców (chyba w "Dojczland" to napisał) też mi przypadła do gustu.
OdpowiedzUsuńJa nie mieszkam w Niemczech, ale na tzw. Ziemiach Odyskanych, gdzie prawie przez całe lato przyjeżdżają niemieckie wycieczki i fotografują moją kamienicę z secesyjnymi ozdobami. Niekiedy przez te starsze panie w butach ortopedycznych i towarzyszących im panów, to aż się boję wyjść na balkon, o wywieszaniu prania juz nie wspomnę. I oni rzeczywiście, wszyscy bardzo lubią to, co jest "bilig", np. masowo odwiedzają tutaj fryzjerów i kosmetyczki.
Pozdrawiam
Niemieckie wycieczki w Szczecinie!! O tak, uwielbiałam je. Jakiś czas zajmowałam się ich oprowadzaniem i najbardziej lubiłam te, które nie podchodziły do Szczecina, jak do "swojego", bo przyjechali zwiedzać, a nie wspominać. Nie mam nic przeciwko Niemcom, którzy chcą zobaczyć miasto młodości swoich rodziców czy dziadków, ale czasami ich komentarze były porażające...
UsuńChoć z drugiej strony ponoć wilniuki też nie przepadają za polskimi turystami, którzy przyjeżdżają tam jak do siebie.
Jako pochodząca z miejscowości wybitnie turystycznej zgadzam się z tym, jak opisałaś podejście Niemców do języków obcych. Przyjeżdżają do nas (mam na myśli miasteczko) na zakupy i nawijają po niemiecku. Oburzają się, gdy nie są rozumiani i to my jesteśmy, w ich mniemaniu, niedouczeni. Do you speak english? Nie, oni nie mówią po ang bo przecież nie muszą. Kiedy ja wybieram się do obcego kraju, w sytuacjach straganowych staram się być zrozumiana i czasami próbuję we wszystkich językach świata, łącznie z migowym, żeby miejscowy wiedział o co mi chodzi. Nigdy nie przyszło mi do głowy, żeby nawijać po polsku za naszą zachodnią granicą. Jak przychodzisz do kogoś w gości, to szanuj swojego gospodarza.
OdpowiedzUsuńBardzo Wam dziękuję za taki odzew. Bałam się zrugania, ale skoro nie osądzacie mnie od czci i wiary to mam nadzieję, że jeśli od czasu do czasu pojawi się gorzki wpis o Niemcach to nie będziecie źli :-)
OdpowiedzUsuńTroszkę przegapiłam tego Twojego posta, ale chcę powiedzieć, że proszę więcej takich:) Z racji tego, że zamierzam wyjechać na stałe do Niemiec w przyszłym roku pragnę wiedzieć więcej takich 'smaczków' z życia Niemców i ich kultury. W prawdzie nie jestem całkiem 'zielona', mam tam dużą rodzinę, bywałam wiele razy, ale wiadomo, że kiedy się mieszka w danym kraju można w 100% poznać te obyczaje, kulturę czy właśnie stereotypy.
OdpowiedzUsuńBędzie więcej :) Obiecuję!
UsuńWitaj
OdpowiedzUsuńJa tez mieszkam w Dojczland ale mam zupełnie inne doświadczenia niż Ty.Ja nigdy nie spotkałam się z taką postawą, wręcz przeciwnie,wszyscy Niemcy, których znam(a znam ich naprawdę wielu) wstydzą się do tej pory,za wojnę.
Nigdy nie słyszałam takich chorych tekstów od nikogo.
Inna sprawa, że to Bawarczyk a oni jak mówi mój mąż(teżNiemiec),to nie są prawdziwi Niemcy.Oni są inni i niezbyt lubiani przez mieszkańców innych landów.
Powiedz mi tylko dlaczego mieszkasz w kraju, którego mieszkańców niezbyt lubisz?Nie odbierz proszę tego jako atak na Ciebie.To tylko zwykła ciekawosc.