Ciąża jak niekończące się wiedeńskie klatki schodowe. |
Decyzja o ciąży była świadoma, ale wierzcie mi, i tak byłam zaskoczona, kiedy zobaczyłam na teście dwie kreski. Od dwóch dni męczyły mnie mdłości i jeśli mam być szczera, to myślałam, że spowodowały je śledzie w nadmorskiej knajpce. Mój mąż był innego zdania i kupił test ciążowy. Nie rozpłakałam się, ani nie zaczęłam nerwowo dzwonić do najbliższych, aby z radością oświadczyć o moim "błogosławionym" stanie. Ciężko to nazwać błogosławieństwem kiedy przez blisko trzy miesiące leży się w łóżku i nawet droga do muszli klozetowej okazuje się czasami zbyt trudna. Mało jadłam, dużo wymiotowałam, nie mogłam pracować, spałam po kilkanaście godzin na dobę i myślałam, że ten stan utrzyma się już na zawsze.
Po dłuższym czasie objawy zaczęły ustępować, ja rozpoczęłam powrót do wagi sprzed ciąży, mogłam uczestniczyć w życiu codziennym i nawet (trochę!) podróżować. I tu zaczynają się problemy. Na moje pytanie "czy muszę na coś uważać" moja ginekolog spokojnie odpowiedziała "proszę robić to, co robiła pani przed ciążą, należy jedynie odstawić alkohol i papierosy". Jakąś fanką wódki nie jestem, przed ciążą nie paliłam, więc zbyt wiele wyrzeczeń na mnie nie czekało.
Jednak chwilę potem z otoczenia zaczęły dochodzić mnie przedziwne sygnały: nie jedz tego, nie pij tamtego, nie powinnaś biegać, jak to jeździsz na rowerze, nie noś ciężkich zakupów, nie kąp się w morzu/basenie/jeziorze, myj się w letniej wodzie, kup album na zdjęcia USG, masuj brzuch, dlaczego twój brzuch jest taki mały, kupię ci wagę, za mało przybierasz, obetnij włosy, bo i tak ci wypadną, nie farbuj włosów, jak to nie będziesz rodzić w szpitalu?!?!?!
Oraz dziesiątki innych, o których już zdążyłam zapomnieć.
Wiem, że jestem w ciąży, ale ten stan nie powoduje u mnie emocjonalnych uniesień. Nie rozmyślam codziennie o tym, jaką będę matką. Cieszę się, że mam obok siebie odpowiedzialnego mężczyznę. Podczas USG nie ronię łzy, gdy widzę małą otoczoną wodami płodowymi. Interesują mnie jedynie wyniki badań. Biorę to wszytko, takim jakie jest. Niewiele w moim życiu zmieniłam, bo uważam, że przed ciążą było niezłe i skoro nie zagrażało mi, to nie zagraża też mojemu dziecku. Do tego słowa mojej ginekolog oraz położnej zdają się potwierdzać moje podejście. Ja natomiast czuję, że robiąc wszystko "normalnie", budzę zgrozę otoczenia.
Przerażają mnie kobiety, które już w trzecim miesiącu ciąży (płód nawet nie ma jeszcze wtedy mózgu!) mają kompletną wyprawkę i zaczynają urządzanie pokoju dla dziecka. Ja do 12 tygodnia starałam się wstrzymać z informowaniem o ciąży, bo wtedy właśnie mija krytyczny moment. Nie zaprzyjaźniałam się z płodem w moim brzuchu, nie rozmawiałam z nim, nie planowałam żadnych wydatków. Nie chciałam później czuć rozczarowania czy złości. Obecnie jestem za półmetkiem, wiem, że urodzę dziewczynkę i dopiero od kilku dni zastanawiam się nad listą rzeczy, które będę musiała kupić.
We Wiedniu jeszcze niczego nieświadomi już wkrótce dowiemy się, że na tym zdjęciu byliśmy w trójkę. |
Nie jest tak, że nie mam żadnych wątpliwości, jednak doceniam też fakt, że oboje chcieliśmy dziecka, jesteśmy zdrowi, mieszkamy we własnym mieszkaniu w mieście, które oferuje dużo udogodnień dla rodziców i dzieci, a pewnie jednym z nielicznych problemów jaki nas czeka to wybór koloru łóżeczka. Może trywializuję, może jestem cyniczna, ale nie chcę martwić się na zapas, bo życie i tak lubi weryfikować plany, które sobie próbujemy robić. Najważniejsze jest dla mnie to, że nie jestem w tej sytuacji sama, a nasza córka będzie miała dwoje kochających rodziców. Reszta wyjdzie w praniu.
Pozdrawiam wszystkie obecne i przyszłe mamy, które postanowiły żyć dalej zgodnie z sobą, nie poddając się presji otoczenia.
Dobrze przeczytać coś o ciąży, co nie napawa mnie trwogą. Nie wiem skąd w ludziach ta potrzeba, żeby młodej, zdrowej dziewczynie wmawiać, że jest kaleką. Też obserwuję koleżanki z pracy, które ostatnio masowo jedna po drugiej zaszły i mają bardzo podobne problemy jak ty, ale w drugim trymestrze czują się dużo lepiej. Może nie ma co się na zaś zamartwiać?:) Jak sama zaciążę, to będę sobie czytać ten wpis (i pewnie wiele innych), żeby się uspokoić, że to świat wariuje, a nie ja.
OdpowiedzUsuńJak miło znów przeczytać tu nowy tekst :D Gratuluję ciąży i fantastycznego podejścia do niej, wszystkiego dobrego! :)
OdpowiedzUsuńChodź no, niech cię ukocham! Jeszcze 6 tygodni przed lądowaniem Potomki - biegałam po zaśnieżonych polach, bo grudzień był. A rowerem jeździłam na ostatnie usg tuż przed. Tylko nie mogłam zwierzać się z tego społeczeństwu, bo dostawało zawału z powikłaniami.
OdpowiedzUsuńObtulam!
:) dzięki za normalność! Ja to się śmieję, że chyba na porodówkę pojadę rowerem... : D
Usuń:) Ze mnie też się śmiali, że na dwukołowcu będę przez śniegi na porodówkę popylać.
UsuńNie pojechałam w prawdzie, ale jeszcze w południe szłam piechotą na pocztę, a 5h póżniej dziecię leżało na mym ręku.
Grunt to się nie dać zwariować WSZAK społeczeństwo ZAWSZE wie lepiej.
I to jest mądre i rozsądne podejście! Tak trzymaj :)
OdpowiedzUsuńPowodzenia :)
Szczerze? Jestem na przełomie 7 i 8 miesiąca. I tak, zdecydowanie masz rację. Wokół mnie również kompletne szalństwo: a masz już wyprawkę? a wiesz czy chłopiec czy dziewczynka? (nie wiem, bo się tyłkiem obróciło i tyle widziliśmy). a nie wiesz czy nie chcesz wiedzieć? a co być chciała? a ja myślę, że to będzie chłopiec/dziewczynka? Albo: lepsza dziewczynka bo pomocna. ja zaczelam sie odcinać od malkontentów. ubranek nie kupuję, bo dostaję od znajomej po jej maluchu. wiec z wyprawki to wózek i łóżeczko do kupienia, na ubranka nowe szkoda pieniędzy. trudno czasem utrzymać zdrowy rozsądek w tym całym ludzkim zamieszaniu.
OdpowiedzUsuńTo mi przypomniało genialny tekst mojej teściowej: no, dziewczynka lepsza, bo dłużej przy mamie zostanie.
UsuńNie wiadomo czy płakać (jej 36 letnia córka wciąż z nią mieszka) czy się śmiać (ja opuściłam gniazdo rodzinne bardzo wcześnie). Więc nie powiedziałam nic i znów wyszłam na gbura :D
Ja też choć świadomie planowana to i tak nie wierzyłam w te dwie małe centymetrowe kreski! Tak coś czułam, że to to Cię pochłonęło :) Gratulacje wielkie!
OdpowiedzUsuńGratuluję! Polecam Ci książkę Małgorzaty Łukowiak "Projekt matka" , to taki pamiętnik dość zabawnie napisany w temacie ciąży i macierzyństwa wielodzietnego.
OdpowiedzUsuńoch, a juz myslalam, ze tylko ze mnie taka 'wyrodna ciezarna' :D przyjaciolka, ktora mieszka w innym kraju co tydzien prosi mnie o zdjecie brzucha i z oburzeniem przyjela wiadomosc, ze go namietnie nie fotografuje :P nie mam takiej potrzeby.. w pracy nie ma dnia zebym nie slyszala pytania o to jak sie czuje, chlopak czy dziewczynka, a ktory to juz miesiac - co? szosty? nie masz za malego brzucha?! nie mysle obsesyjnie o dziecku, ciazy, porodzie... nie gadam tylko o tym, ba, czasami chcialabym zeby inni tez o tym nie mysleli/mowili, bo nadal jestem soba i wcale sie nie zmienilam. ja nie czuje sie jakos wyjatkowo, czasami nawet o ciazy zapominam :P
OdpowiedzUsuń