Wszystko zaczęło się bardzo niewinnie i nie potrafię przypomnieć sobie dokładnie "tego momentu", ale musiało to być w 2004 roku. Szereg wydarzeń doprowadził do sięgnięcia po książkę Jurija Andruchowycza "Dwanaście kręgów". Najpierw trafiłam do młodzieżówki Unii Wolności. W Młodym Centrum nabrałam ogromnej wrażliwości na wydarzenia polityczne, a wkrótce miała się rozpocząć Pomarańczowa Rewolucja, którą bardzo przeżywałam. Politycznie to było dla mnie najważniejsze wydarzenie całego mojego życia, jednak to co potem "wyprodukowała" ukraińska kultura stało się dla mnie początkiem prawdziwej pasji. Książki Jurija Andruchowycza mam chyba wszystkie, większość z autografem autora i one są początkiem niekrótkiej obecności Rosji w moim życiu.
Zbiór książek Jurija Andruchowycza. |
Namiętnie czytałam również twórczość Serhija Żadana, Tarasa Prochaśki i innych ukraińskich pisarzy. Kiedy Andrzej Stasiuk w 2005 roku otrzymał literacką nagrodę Nikę całkowicie przepadłam we wschodnioeuropejskiej literaturze. Z czasem rosła we mnie świadomość, poznawałam kulturę, historię, politykę i społeczeństwo tej części Europy. Bardzo długo przed decyzją o studiach moim marzeniem była nauka języka ukraińskiego i związanie swojego życia w jakiś sposób z tym krajem (oczywiście najlepiej poślubienie karpackiego kowala :D), jednak życie potoczyło się trochę inaczej i zostałam niejako zmuszona do częściowego porzucenia swych marzeń.
Dwie najważniejsze dla mnie książki Jurija Andruchowycza |
Ostatecznie studiowałam język rosyjski i niemiecki, co jest świetnym połączeniem. Niektórzy reagowali na to hasłem: znać język wroga - dobrze, ale znać język dwóch wrogów - to wspaniale! Ja patrzyłam na to zupełnie inaczej, a może w ogóle na to nie patrzyłam, bo gdybym dziś miała podjąć decyzję związaną ze studiami to na pewno wybrałabym coś zupełnie innego.
Ukraińska i rosyjska literatura otworzyły mi drzwi do zupełnie nowego świata, jednak to dopiero porządna nauka języka rosyjskiego pozwoliła mi w pełni cieszyć się wschodnioeuropejskim światem. W międzyczasie zaczęłam poznawać Rosjan, na początku naszą wyjątkową wykładowczynię Swietę, która w Polsce znalazła się właściwie przypadkiem, a przyjechała z dalekiego Archangielska, choć dla niej to rzut kamieniem. Do pracy w Poznaniu dojeżdżała z Cieszyna i traktowała to zupełnie normalnie. Miałam również wykładowczynię z Tadżykistanu, której pierwszym językiem był co prawda perski, a jej pobyt na uczelni zakrawał o absurd, ale cieszę się, że ją poznałam, bo uświadomiłam sobie, że język rosyjski to nie tylko świat Słowian.
Podwórko w samym centrum Lwowa. |
Lwów widziany z wieży ratusza |
moja koleżanka przez lata marzyła o wyjeździe na Krym. dwa lata temu przez całe wakacje usilnie próbowała zorganizować wyjazd, w końcu ogarnęli się ze znajomymi dwa tygodnie przed końcem wakacji i pojechali. i to były ostatnie wakacje, kiedy Krym należał do Ukrainy... miała dużo szczęścia, ale i nauczkę, że marzeń nie odkłada się na później.
OdpowiedzUsuńja nie zdążyłam z Krymem. podobnie jak Ty - liczę na to, że może kiedyś coś się zmieni.
pozdrawiam :)