piątek, 31 lipca 2015

Moja Ukraina. Moja Rosja. (część I)

Kiedyś już wspominałam na blogu o tym, że mówię po rosyjsku. Z każdym miesiącem pewnie co raz gorzej, ale staram się nie zapominać, aby codziennie przeczytać choć kilka zdań w tym języku albo dowiedzieć się czegoś interesującego o Rosji.

Wszystko zaczęło się bardzo niewinnie i nie potrafię przypomnieć sobie dokładnie "tego momentu", ale musiało to być w 2004 roku. Szereg wydarzeń doprowadził do sięgnięcia po książkę Jurija Andruchowycza "Dwanaście kręgów". Najpierw trafiłam do młodzieżówki Unii Wolności. W Młodym Centrum nabrałam ogromnej wrażliwości na wydarzenia polityczne, a wkrótce miała się rozpocząć Pomarańczowa Rewolucja, którą bardzo przeżywałam. Politycznie to było dla mnie najważniejsze wydarzenie całego mojego życia, jednak to co potem "wyprodukowała" ukraińska kultura stało się dla mnie początkiem prawdziwej pasji. Książki Jurija Andruchowycza mam chyba wszystkie, większość z autografem autora i one są początkiem niekrótkiej obecności Rosji w moim życiu.

Zbiór książek Jurija Andruchowycza. 

Namiętnie czytałam również twórczość Serhija Żadana, Tarasa Prochaśki i innych ukraińskich pisarzy. Kiedy Andrzej Stasiuk w 2005 roku otrzymał literacką nagrodę Nikę całkowicie przepadłam we wschodnioeuropejskiej literaturze. Z czasem rosła we mnie świadomość, poznawałam kulturę, historię, politykę i społeczeństwo tej części Europy. Bardzo długo przed decyzją o studiach moim marzeniem była nauka języka ukraińskiego i związanie swojego życia w jakiś sposób z tym krajem (oczywiście najlepiej poślubienie karpackiego kowala :D), jednak życie potoczyło się trochę inaczej i zostałam niejako zmuszona do częściowego porzucenia swych marzeń.

Dwie najważniejsze dla mnie książki Jurija Andruchowycza

Ostatecznie studiowałam język rosyjski i niemiecki, co jest świetnym połączeniem. Niektórzy reagowali na to hasłem: znać język wroga - dobrze, ale znać język dwóch wrogów - to wspaniale! Ja patrzyłam na to zupełnie inaczej, a może w ogóle na to nie patrzyłam, bo gdybym dziś miała podjąć decyzję związaną ze studiami to na pewno wybrałabym coś zupełnie innego.

Ukraińska i rosyjska literatura otworzyły mi drzwi do zupełnie nowego świata, jednak to dopiero porządna nauka języka rosyjskiego pozwoliła mi w pełni cieszyć się wschodnioeuropejskim światem. W międzyczasie zaczęłam poznawać Rosjan, na początku naszą wyjątkową wykładowczynię Swietę, która w Polsce znalazła się właściwie przypadkiem, a przyjechała z dalekiego Archangielska, choć dla niej to rzut kamieniem. Do pracy w Poznaniu dojeżdżała z Cieszyna i traktowała to zupełnie normalnie. Miałam również wykładowczynię z Tadżykistanu, której pierwszym językiem był co prawda perski, a jej pobyt na uczelni zakrawał o absurd, ale cieszę się, że ją poznałam, bo uświadomiłam sobie, że język rosyjski to nie tylko świat Słowian.


Podwórko w samym centrum Lwowa. 
Po przeprowadzce do Berlina zaczęłam poznawać co raz więcej Ukraińców i Rosjan, moje życie zawsze orbitowało w okół tematów związanych z Europą Wschodnią. W 2008 roku odwiedziłam Ukrainę, już po Pomarańczowej Rewolucji, a jeszcze przed Mistrzostwami w Piłce Nożnej, a w 2012 roku planowałam z mężem wyprawę na Krym, którą odłożyliśmy "na kiedyś", bo trafiła się okazja regat na Atlantyku. Te "kiedyś" po aneksji półwyspu przez Rosję może się zamienić na "nigdy" choć wciąż mam nadzieję, że coś się zmieni.

Lwów widziany z wieży ratusza
W mojej głowie obraz Rosji wyklarował się jednak dopiero po wizycie w tym kraju. Nie był to ani piękny Petersburg, ani ogromna Moskwa, a prowincjonalny, chciałoby się powiedzieć Krasnodar. Ale o podróży do Rosji oraz o mojej pracy w wydawnictwie, które publikuje środkowo- i wschodnioeuropejskich pisarzy opowiem Wam w następnym wpisie.

środa, 22 lipca 2015

Co na obiad? #29 i kilka słów o zachciankach kobiety w ciąży.

W poprzednim wpisie mówiłam jaka to ja jestem biedna, pod presją społeczną ;) Dziś o tej lepszej stronie ciąży, czyli o zachciankach.



niedziela, 19 lipca 2015

Dlaczego twój brzuch jest taki mały!? O ciąży słów kilka.

Długo się zastanawiałam czy pisać ten tekst. A jeśli tak, to co powinnam w nim zawrzeć. Siedzę teraz przed monitorem i gapię się w okno, za którym deszcz leje jak z cebra, a po niebie latają błyskawice. To chyba najlepszy dowód na to, że nie wiele mam do powiedzenia, skoro deszczowa pogoda odciąga mnie od napisania o jednej z ważniejszych rzeczy, która wydarzy się w moim życiu.

Ciąża jak niekończące się wiedeńskie klatki schodowe.
No właśnie... Zarówno w Polsce jak i tu w Niemczech generalnie dużo się pisze i mówi o ciąży. Kobiety ciężarne mogą liczyć na profesjonalną opiekę (moja kasa chorych przechodzi samą siebie: darmowe leki, dofinansowane kursy, komplet badań itd.), ale z drugiej strony panuje lekko euforyczny stan, że kobieta w ciąży to jakaś niezwykła, zesłana przez niebiańskie anioły, istota.

Zacznę od początku. 


sobota, 18 lipca 2015

Cydr w Polsce i na świecie. Krótki przewodnik dla niewtajemniczonych.

Myślałam już od kilku lat o tym, żeby napisać o cydrze. I chyba dobrze się stało, że z tym zwlekałam, bo w międzyczasie Polska razem z resztą Europy wzięła udział w zadziwiającym politycznym barażu z Rosją. Bitwa na narzucanie embarga spowodowała, że polscy rolnicy nie mieli co zrobić z ogromną masą jabłek, a w internecie rozpętała się akcja "Jedz jabłka na złość Putinowi". Jedzenie tego typowo polskiego owocu stało się aktem politycznym. Jednak wynikło z tego coś jeszcze... Wielu Polaków po raz pierwszy usłyszało słowo cydr.

Weźcie szklaneczkę czegoś chłodnego i zapraszam na kilka słów o cydrach. 

Kiedy przygotowywałam się do napisania tego tekstu chciałam odpowiedzieć przede wszystkim na jedno pytanie: dlaczego tak bardzo lubię cydr. Jednak odpowiedź jest nieco bardziej złożona i nie mogę napisać "bo jest smaczny" i zamknąć ten wpis.


piątek, 17 lipca 2015

Jak odmawianie sobie przestało być dla mnie problemem.

Wszystko zaczęło się od organizacji mojego wesela. Minęły od niego prawie cztery lata, a ja wciąż dokładnie pamiętam, że właściwie go nie chciałam. A może inaczej: nie potrafiłam umieścić się w wizji wesela jakie panowało w moim otoczeniu. Dla mojego męża wesele było niezwykle istotną sprawą, więc postawiłam sprawę jasno: organizujemy przyjęcie, ale robimy to po mojemu.

Jak wyszło? Efekty możecie zobaczyć na Ślubie bez bezy, gdzie dokładnie opisałam przygotowania i efekty.

Ślub bez bezy