wtorek, 19 sierpnia 2014

Co na obiad #26

"Jeśli rano nie wiem co będę gotowała na obiad to wpadam w depresję!" powiedziała jedna z moich uczennic i trudno mi się z nią nie zgodzić. Moja reakcja nie jest może tak drastyczna, natomiast lubię już w poniedziałek mieć plan obiadów na cały tydzień. Wymyśliłam taki sposób po przeczytaniu książki Gastronomia. Ekonomia o której więcej napisałam tutaj. Cała moja praca, którą wykonuję na co dzień jest związana z kreatywnością i przyznam, że jak mam wymyślić 7 potraw, żadna nie może być nudna, każda musi być smaczna to czasami załamuję ręce. Ile można jeść na obiad makaron z warzywami!? Czy Wam też się zdarza, że zupełnie nie wiecie co ugotować na obiad czy to może tylko mój problem? Zawsze szukam inspiracji w miejscach, które odwiedzam. Przypominam sobie smaki, które lubię i je łączę.

Bulwar Piastowski w Szczecinie


czwartek, 14 sierpnia 2014

Weekend w Berlinie

Odkąd zamieszkałam w Berlinie mnóstwo ludzi pyta mnie o to, co warto tu zobaczyć podczas weekendowego wyjazdu. Przyznam, że nie jestem miłośnikiem zwiedzania i oglądania "must-see". Lubię przyjechać do miasta i poczuć jego atmosferę i głęboko wierzę, że nie da się tego zrobić w kolejnej katedrze, muzeum czy pod pomnikiem nieznanego nam króla. 

Widok na Berlin z Allianz Tower

Brama Brandenburska czy słynna aleja Unter den Linden nie zachwycają swoim urokiem, na wieżę telewizyjną lub na kopułę Reichstagu można się dostać jedynie po wcześniejszej rejestracji w internecie lub po odstaniu w kolejce. Jednak jest wiele innych atrakcji, które Berlin ma do zaoferowania, dzięki którym lepiej zrozumiecie te miasto i jego mieszkańców.

wtorek, 12 sierpnia 2014

Co na obiad #25



Poniedziałek: meksykańskie leczo dla pracowników :) Tata pomagał nam pozbywać się gruzu po remoncie mieszkania, więc przygotowałam sycący posiłek. Czosnek i cebula podsmażone na patelni, do tego cukinia, papryka, świeża kukurydza, czerwona fasola i pomidory bez skórki z bagietką. Wszystko sowicie doprawione pieprzem kajeńskim i mielonym kminkiem.


czwartek, 7 sierpnia 2014

Berliński escapism: Rheinsberg.

Korzystamy z pięknej, acz nieco upalnej pogody w sąsiadującej Brandenburgii i uciekamy z Berlina. Zamek w Rheinsbergu był na mojej liście "do zobaczenia" już od ponad pięciu lat, gdy po raz pierwszy usłyszałam o nim od policjanta ze szkoły policji w Oranienburgu, gdzie przez pewien czas miałam okazję pracować. Martin opowiadał mi, że Rheinsberg to było martwe miasteczko, z pięknym zamkiem nad jeziorem. Dlaczego martwe? Niewiele osób pragnęło zamieszkać w miejscu, gdzie co weekend niemiecka partia komunistyczna urządzała sobie spędy, popijawy, ściągając cały arsenał prostytutek z Berlina. Zamek, kiedyś był domem dla młodych książąt, przed wojną inspirował znanych pisarzy takich jak Kurt Tucholsky, od 1945 działał jako klinika dla chorych na cukrzycę. Niezła przykrywka...



wtorek, 5 sierpnia 2014

Co na obiad #24

Leczo z chorizo. 


Poniedziałek: Leczo z chorizo. Ta kiełbaska to jest chyba absolutnie ulubiona przekąska mojego męża. Nie dość, że uwielbia ją w leczo, na kanapkach, to po imprezie jest w stanie otworzyć lodówkę, chwycić jej pęto i skonsumować w dwie minuty!

Wtorek: Risotto z groszkiem i tartą cukinią. No i oczywiście nieodłącznym parmezanem. Małym urozmaiceniem było dodanie świeżej mięty. W ogóle uważam, że groszek i mięta to idealna para. Poznałam je w knajpce Tel Aviv w Warszawie. Jedno i drugie polecam.

Środa: Sałatka z rukoli, grillowanego ananasa i grillowanej piersi kurczaka. Do tego cytrynowy sos jogurtowy. Małym bonusem jest fakt, że obiad przygotował mój mąż :)

Czwartek: Dzień niezwykle zapracowany, bo udało mi się oskrobać drewniane drzwi ze stu warstw farby olejnej, pojechałam do jednej i drugiej pracy. Dlatego obiad szybki, ale smakowity. Makaron z pomidorami, cukinią, papryką i parmezanem. Proste i pyszne!

Piątek: Dzień w drodze z Berlina do Szczecina, czyli luksus, bo nie muszę gotować. Oczywiście z drugiej strony takie bieganie przed wyjazdem nie daje zbyt dużego wyboru jeśli chodzi o jedzenie. Wybraliśmy się z mężem na azjatyckie jedzenie do dworcowego baru asiagourmet. Jak na takie miejsce, po którym człowiek spodziewa się najgorszego, to jest to całkiem niezły wybór. W ofercie mają naprawdę różnorodne potrawy, nie tylko ryż w pięciu smakach. Ja wybrałam bunbo, wietnamski makaron ryżowy z wołowiną marynowaną w trawie cytrynowej, ze świeżymy warzywami i orzechami. Mój mąż wziął potrawę, której nazwy nie pamiętam, ale jest to pyszny makaron z wołowiną lub kurczakiem, w dość ciężkim, ale niezwykle apetycznym sosie.

Sobota: Viva kuchnia polska! Czyli placki ziemniaczane. Ja moje jem z kwaśną śmietaną. Czasami dodaję cukier, za to mój mąż je z kapuśniakiem albo keczupem! Nie do pomyślenia dla mnie. A z czym Wy jecie placki ziemniaczane?

Niedziela: Taki upał, że nic nie zjadłam. Wracałam do Berlina autem w tak ogromnej burzy, jakiej chyba nigdy jeszcze nie doświadczyłam. Te lato zapewnia naprawdę ekstremalne doświadczenia pogodowe. Wypatruję już pierwszych oznak jesieni.