wtorek, 7 października 2014

Chleb i zakwas dla początkujących oraz trochę nostalgii.

Kilka lat temu na blogach kulinarnych rozpoczął się szał na pieczenie własnego chleba. Za wiele mnie to wtedy nie obchodziło, bo miałam dostęp do przepysznego pieczywa z lokalnej piekarni. Wróciłam do tematu po przeprowadzce do Berlina, gdzie chleb... nie odpowiada mojemu smakowi. W sieciowych piekarniach i sklepach dostępne są tylko odmrażane produkty, które są co prawda wypiekane na miejscu, ale z dobrym pieczywem nie mają nic wspólnego. Ciemne chleby nie trzymają formy, a jasne bagietki schną w ciągu 2-3 godzin. Zrobiłam wtedy, czyli jakieś 5 lat temu swój pierwszy zakwas, już nawet nie pamiętam z czyjego przepisu i upiekłam na nim chleb. To, co z tego wyszło można porównać do gliny. Zraziłam się i przywoziłam masowo bochenki z Polski, albo kupowałam je w rosyjskich lub polskich sklepach.

Prosty chleb pszenny

poniedziałek, 6 października 2014

We wrześniu

Park Rehberge w Berlinie.

Wrzesień, wrzesień i po wrześniu. Nie powiem, że minął jak z bicza strzelił, ale po ciężkim okresie chyba potrzebowałam miesiąca na chwilowe zwolnienie tempa. Oczywiście pilnie wykorzystywałam to, co natura ma najlepszego do zaoferowania na przełomie lata i jesieni. Były ciasta ze śliwkami, objadanie się jabłkami na surowo, które kupowałam, żeby zrobić tartę z karmelem, był też pomidorowy weekend, z keczupem i suszeniem tych czerwonych perełek. W zimniejsze dni piekłam chałki, a czekając aż ciasto wyrośnie czytałam Kukbuk na jesień.


poniedziałek, 29 września 2014

Co na obiad #27

Śniadanie według męża: wędlina, warzywa, domowa pasta rybna i świeży chleb. No żyć - nie umierać :)

Ten tydzień był zdecydowanie zapowiedzią nadchodzącej jesieni. Dziś co prawda w Berlinie jest prawdziwie letnia pogoda, jednak mamy już za sobą pierwszą owsiankę z cynamonem, jabłkami, wiśniami i czekoladą. Wciąż się zastanawiam, dlaczego tak długo bałam się przygotowywania tej pysznej potrawy na śniadanie. Dziękuję Ani z Strawberries from Poland. :) A Wy z czym najchętniej jecie swoje owsianki?

wtorek, 16 września 2014

Berlin Escapism: Erkner i ostatnie promienie letniego słońca

Aby nie przegapić ostatnich w tym roku letnich dni zapakowaliśmy kilka smakołyków i ruszyliśmy do Erkner na rowerową przejażdżkę. Jest to miejscowość na wschód od Berlina, która jest położona zaskakująco blisko polskiej granicy. W samym miasteczku zatrzymaliśmy się tylko na chwilę, żeby podziwiać szczęściarzy, którzy ostatnie promienie łapią na wodzie.


Bejte Ethiopia

Nigdy jeszcze nie byłam w Afryce i nigdy nie jadłam jedzenia pochodzącego z tego kontynentu. Podejrzewam, że różnorodność jest podobna do europejskiej. Wiem jedynie co jada się na północy Afryki, ze względu na dużą liczbę osób z tego regionu mieszkającą w Berlinie.

Ostatnio niespodziewanie miałam okazję skosztować kuchni etiopskiej i od razu mogę powiedzieć, że to na pewno nie koniec moich przygód z tą kuchnią! Restauracja Bejte Ethiopia z zewnątrz nie wygląda zachęcająco, nieco lepiej niż znajdujące się w pobliżu kioski czy kebaby. Jednak w środku to zupełnie inny świat. Z kuchni unoszą się aromaty najbardziej egzotycznych przypraw, a posiłki spożywa się przy okrągłych małych stolikach ze wspólnego talerza.

Okrągły stolik jeszcze przykryty.

poniedziałek, 15 września 2014

Co na (szybki) obiad? #27

Domowy chleb na zakwasie
Tydzień minął pod znakiem szybkich obiadów, na których przygotowanie nie miałam wiele czasu, ale za to w weekend nadrobiliśmy i to z nawiązką. Kto ma ochotę na szybkie przepisy niech zagląda!


środa, 10 września 2014

Małżeństwo na talerzu.

Pewnie feministki spalą mnie na stosie, ale patrzę na moje małżeństwo przez pryzmat jedzenia i gotowania. Uwielbiam zamknąć się w kuchni (choć nie mam do niej drzwi :D) i gotować, nawet godzinami. Pyszne, sycące i pachnące dania, ciasto wyrastające w piekarniku sowicie obsypane kochaną przez mojego męża kruszonką, wieczorne podjadanie lodów z ciepłymi malinami, wspólne wyjścia na hamburgera i oblizywanie palców z keczupu, weekendowe "a co bym dziś zjadł" i poniedziałkowe "nie mam pomysłu na obiad". Jedzenie ma ogromne znaczenie dla naszego małżeństwa.



Od zawsze lubiłam gotować, jednak to dopiero miłość do mojego męża uwolniła we mnie kulinarną duszę. Kiedy gotuję dla kogoś, kogo kocham, jedzenie zawsze będzie smaczne. Dziś obchodzimy trzecią rocznicę ślubu i pomyślałam, że warto stworzyć "nasz jadłospis dla zakochanych", który ewoluował przez ostatnie lata.

czwartek, 4 września 2014

W sierpniu

Wieża widokowa w Mescherin.

Sierpień był dla mnie miesiącem niezwykle emocjonalnym. Wydarzyło się wiele, a najdziwniejsze w tym wszystkim jest to, że świat pozostał taki sam.


wtorek, 19 sierpnia 2014

Co na obiad #26

"Jeśli rano nie wiem co będę gotowała na obiad to wpadam w depresję!" powiedziała jedna z moich uczennic i trudno mi się z nią nie zgodzić. Moja reakcja nie jest może tak drastyczna, natomiast lubię już w poniedziałek mieć plan obiadów na cały tydzień. Wymyśliłam taki sposób po przeczytaniu książki Gastronomia. Ekonomia o której więcej napisałam tutaj. Cała moja praca, którą wykonuję na co dzień jest związana z kreatywnością i przyznam, że jak mam wymyślić 7 potraw, żadna nie może być nudna, każda musi być smaczna to czasami załamuję ręce. Ile można jeść na obiad makaron z warzywami!? Czy Wam też się zdarza, że zupełnie nie wiecie co ugotować na obiad czy to może tylko mój problem? Zawsze szukam inspiracji w miejscach, które odwiedzam. Przypominam sobie smaki, które lubię i je łączę.

Bulwar Piastowski w Szczecinie


czwartek, 14 sierpnia 2014

Weekend w Berlinie

Odkąd zamieszkałam w Berlinie mnóstwo ludzi pyta mnie o to, co warto tu zobaczyć podczas weekendowego wyjazdu. Przyznam, że nie jestem miłośnikiem zwiedzania i oglądania "must-see". Lubię przyjechać do miasta i poczuć jego atmosferę i głęboko wierzę, że nie da się tego zrobić w kolejnej katedrze, muzeum czy pod pomnikiem nieznanego nam króla. 

Widok na Berlin z Allianz Tower

Brama Brandenburska czy słynna aleja Unter den Linden nie zachwycają swoim urokiem, na wieżę telewizyjną lub na kopułę Reichstagu można się dostać jedynie po wcześniejszej rejestracji w internecie lub po odstaniu w kolejce. Jednak jest wiele innych atrakcji, które Berlin ma do zaoferowania, dzięki którym lepiej zrozumiecie te miasto i jego mieszkańców.

wtorek, 12 sierpnia 2014

Co na obiad #25



Poniedziałek: meksykańskie leczo dla pracowników :) Tata pomagał nam pozbywać się gruzu po remoncie mieszkania, więc przygotowałam sycący posiłek. Czosnek i cebula podsmażone na patelni, do tego cukinia, papryka, świeża kukurydza, czerwona fasola i pomidory bez skórki z bagietką. Wszystko sowicie doprawione pieprzem kajeńskim i mielonym kminkiem.


czwartek, 7 sierpnia 2014

Berliński escapism: Rheinsberg.

Korzystamy z pięknej, acz nieco upalnej pogody w sąsiadującej Brandenburgii i uciekamy z Berlina. Zamek w Rheinsbergu był na mojej liście "do zobaczenia" już od ponad pięciu lat, gdy po raz pierwszy usłyszałam o nim od policjanta ze szkoły policji w Oranienburgu, gdzie przez pewien czas miałam okazję pracować. Martin opowiadał mi, że Rheinsberg to było martwe miasteczko, z pięknym zamkiem nad jeziorem. Dlaczego martwe? Niewiele osób pragnęło zamieszkać w miejscu, gdzie co weekend niemiecka partia komunistyczna urządzała sobie spędy, popijawy, ściągając cały arsenał prostytutek z Berlina. Zamek, kiedyś był domem dla młodych książąt, przed wojną inspirował znanych pisarzy takich jak Kurt Tucholsky, od 1945 działał jako klinika dla chorych na cukrzycę. Niezła przykrywka...



wtorek, 5 sierpnia 2014

Co na obiad #24

Leczo z chorizo. 


Poniedziałek: Leczo z chorizo. Ta kiełbaska to jest chyba absolutnie ulubiona przekąska mojego męża. Nie dość, że uwielbia ją w leczo, na kanapkach, to po imprezie jest w stanie otworzyć lodówkę, chwycić jej pęto i skonsumować w dwie minuty!

Wtorek: Risotto z groszkiem i tartą cukinią. No i oczywiście nieodłącznym parmezanem. Małym urozmaiceniem było dodanie świeżej mięty. W ogóle uważam, że groszek i mięta to idealna para. Poznałam je w knajpce Tel Aviv w Warszawie. Jedno i drugie polecam.

Środa: Sałatka z rukoli, grillowanego ananasa i grillowanej piersi kurczaka. Do tego cytrynowy sos jogurtowy. Małym bonusem jest fakt, że obiad przygotował mój mąż :)

Czwartek: Dzień niezwykle zapracowany, bo udało mi się oskrobać drewniane drzwi ze stu warstw farby olejnej, pojechałam do jednej i drugiej pracy. Dlatego obiad szybki, ale smakowity. Makaron z pomidorami, cukinią, papryką i parmezanem. Proste i pyszne!

Piątek: Dzień w drodze z Berlina do Szczecina, czyli luksus, bo nie muszę gotować. Oczywiście z drugiej strony takie bieganie przed wyjazdem nie daje zbyt dużego wyboru jeśli chodzi o jedzenie. Wybraliśmy się z mężem na azjatyckie jedzenie do dworcowego baru asiagourmet. Jak na takie miejsce, po którym człowiek spodziewa się najgorszego, to jest to całkiem niezły wybór. W ofercie mają naprawdę różnorodne potrawy, nie tylko ryż w pięciu smakach. Ja wybrałam bunbo, wietnamski makaron ryżowy z wołowiną marynowaną w trawie cytrynowej, ze świeżymy warzywami i orzechami. Mój mąż wziął potrawę, której nazwy nie pamiętam, ale jest to pyszny makaron z wołowiną lub kurczakiem, w dość ciężkim, ale niezwykle apetycznym sosie.

Sobota: Viva kuchnia polska! Czyli placki ziemniaczane. Ja moje jem z kwaśną śmietaną. Czasami dodaję cukier, za to mój mąż je z kapuśniakiem albo keczupem! Nie do pomyślenia dla mnie. A z czym Wy jecie placki ziemniaczane?

Niedziela: Taki upał, że nic nie zjadłam. Wracałam do Berlina autem w tak ogromnej burzy, jakiej chyba nigdy jeszcze nie doświadczyłam. Te lato zapewnia naprawdę ekstremalne doświadczenia pogodowe. Wypatruję już pierwszych oznak jesieni.

niedziela, 27 lipca 2014

Co na obiad? #23



Poniedziałek: Kolorowy makaron z tartą cukinią, czerwoną cebulą, boczkiem i parmezanem. Szybkie i niezwykle pyszne danie!

Wtorek: Dzień w biegu i podróży do Polski. Do tego upał. Za obiad posłużył mi świeży sok z jabłek. Lubię to, że w Polsce prawie w każdym spożywczaku można dostać takie soki. Zwykle sięgam po marchwiowy, ale akurat nie było.

Środa: Rebel Burger, czyli najlepszy hamburger na  berlińskim Weddingu. Odnajdziecie go w kiosku z lat 50 na skrzyżowaniu ulic Seestraße i Müllerstraße. Prędzej czy później pojawi się wpis o tym świetnym miejscu!

Czwartek: Sałata lodowa z dużą ilością kolorowych warzyw, grillowaną cukinią, grzankami oraz sosem z awokado i jogurtu tureckiego.
*Wieczorem udało mi się upiec szybkie ciasto z morelami i dużą ilością kruszonki (czy wszyscy mężowie są takimi miłośnikami kruszonki??). Miałam bardzo zdezorganizowany (nie przez siebie!) dzień i nagle pojawiło się sporo czasu, z którym nie wiadomo co miałam zrobić, więc upiekłam ciasto.

Piątek: Tak mi posmakował ten makaron z poniedziałku, że zrobiłam go jeszcze raz, z tym że tym razem z prawdziwym włoskim makaronem o wdzięcznej nazwie bavettine i wyglądzie długich glonów :)

Sobota: Dzień na rowerach (wkrótce wpis!). Wybraliśmy się na ponad 60 km wycieczkę. W koszu z prowiantem znalazł się upieczony dzień wcześniej kurczak, świeże owoce i duuuużo wody, bo jechaliśmy w ogromnym upale. Z powodu wysokiej temperatury kurczaka nawet nie tknęliśmy, za to wieczorem pochłonęliśmy go z surówką z kapusty i świeżą bagietką. Jako ciekawostkę powiem Wam, że w Niemczech taką surówkę (kapusta, ocet, cukier, sól i odrobina zielonej papryki) jest nazywana sałatką grecką.

Niedziela: Szkoda nie skorzystać z takiej pięknej pogody, jaką  mamy w Berlinie. Dlatego obiad na łonie natury, a raczej na łonie balkonu i grillowanie. Co grillowaliśmy? Możecie obejrzeć na zdjęciu.




piątek, 25 lipca 2014

Migawki z Berlina: Charlottenburg.

Gdybym miała stworzyć ranking ulubionych dzielnic w Berlinie myślę, że Charlottenburg nie znalazłby się nawet w pierwszej dziesiątce. To była dla mnie zawsze dzielnica zagadka. Z jednej strony przepiękny zamek Charlottenburg z jeszcze ładniejszym parkiem, z drugiej natomiast wypełniona po brzegi turystami ulica handlowa Ku'Damm, na którą żaden berlińczyk nie wybierze się z nieprzymuszonej woli. Są tam cudowne kamienice i urokliwe zakątki jak Litzenseepark, ale też okropne budynki, które nadają dzielnicy nieco przybrudzony charakter, jakby z lat 80. Jedno nie ulega wątpliwości. Charlottenburg jest jedną z bardziej rozpoznawalnych dzielnic, których nie sposób uniknąć, będąc berlińczykiem. Pracowałam na Charlottenburgu w dawnym zamkowym szpitalu. Do dziś w jego piwnicach znajduje się połączenie z zamkiem, które wiedzie pod parkiem. Polecam Wam spacer na tyłach pałacu Charlottenburg, a najlepiej przejażdżkę wzdłuż Szprewy, która leży w bezpośrednim sąsiedztwie.

Dziś zabieram Was na krótki spacer po tej dzielnicy pełnej kontrastów.

Wilmersdorfer Straße to moim zdaniem lepsza alternatywa dla wszystkich miłośników zakupów. Sklepów naprawdę tu nie brakuje, a do tego można tu znaleźć kawiarnie, w których można usiąść i rozprostować nogi obolałe od wielogodzinnych zakupów. Ulica ma formę deptaka, więc w porównaniu do Ku'Dammu nie grozi nam rozjechanie przez jakiegoś szpanującego nowym Porsche mieszkańca dzielnicy.

Wilmersdorfer Straße zarówno dla turystów jak i mieszkańców.

Wilmersdorfer Straße. Warzywniak.

Jeśli znudzą zakupy, zawsze można pokarmić ptaki.
Savigny Platz to miejsce niby na widoku, bo to jedna ze stacji kolejki miejskiej S-Bahn, a jednak nieco ukryte i niedocenione. Są tam dwie rzeczy, które czynią mnie szczęśliwą. Jedna z lepszych berlińskich księgarń, Bücherbogen umieszczona w łukach pod torami. Przeglądając książki można się wsłuchać w turkot przejeżdżających nad sufitem pociągów. Druga rzecz to najlepsza w Berlinie pizza. 12 Apostel (12 apostołów) to jedna z lepszych włoskich restauracji w Berlinie. Mają swoją drugą filię blisko Friedrichstraße. Polecam ich przede wszystkim w porze lanczu, kiedy ceny są do przełknięcia. Moja ulubiona pizza to Jakobus z gruszkami, gorgonzolą i bresaolą, czyli szynką wołową. Cudo!

Stacja S-Bahn Savigny Platz
Księgarnia Bücherbogen

Księgarnia Bücherbogen. Wyćwiczone oko dojrzy fotografkę. :)
Restauracja 12 Apostel

Tuż obok Savigny Platz jest kolejna ulica-symbol Charlottenburga, czyli Kantstraße. Nie znajdziemy przy niej żadnych filozofów, jest za to sporo ekskluzywnych sklepów, wiele knajpek, teatr i inne rozrywki. Im bliżej dworca przy zoo, tym ulica staje się bardziej turystyczna, a mniej snobistyczna. Do tego stopnia, że na końcu możemy udać się na zakupy do lumpeksu Humana, obok którego znajduje się muzeum Beate Uhse. Kto co lubi!


Ekskluzywność nad ekskluzywność. Oto Kantstraße.


Theater des Westens, a w tle nowy hotel Waldorf Astoria.

Przeuroczy zakątek w okolicach Kantstraße. Lotte-Leyna-Bogen.

Lotte-Leyna-Bogen.
Formalnie nie jest to już Charlottenburg, ale naciągniemy lekko granice tej dzielnicy i opowiem Wam na koniec krótko o miejscu, które jest w centrum miasta, a przypomina mi o otaczających Berlin jeziorach i rzekach. A jest to śluza na Szprewie! Znajduje się w bezpośrednim sąsiedztwie parku zoologicznego, a tuż obok niej jest mała knajpka Schleusekrug, z tarasu której można podziwiać stateczki turystyczne unoszące się i opadające w śluzie. Jak dla mnie: bomba!
Śluza na Szprewie w centrum Berlina.

Cały proces trwa może 10 minut. Statki wpływają, woda jest wypompowywana, zapora się unosi i statki odpływają.
Woda jest wypompowywana do bocznego, nieco bardziej dzikiego kanału.

Krótka wycieczka po Charlottenburgu. 
Podobało się?