Berlinale trwa w najlepsze, ja pracuję po kilkanaście godzin dziennie, aby filmowa machina parła do przodu. Codziennie od dziewieciu dni wracam do domu umęczona, ale szczęśliwa, bo praca jest świetna. Poznaję genialnych ludzi, poznaję też tych trochę mniej genialnych, a bardziej irytujących. Odwiedzam niesamowite miejsca, oglądam wyjątkowe filmy. Wszystko dzieje się tu i teraz. Obok siedzi Juliette Binoche, ja lecę po Wernera Herzoga. Mijam po drodze Berlinale Palast. Taksówki spóźniają się pół godziny, niecierpliwi kinofile czekają na wyświetlenie filmu, szum 600 osób w Friedrichstadt Palast. Tysiące pytań dziennie: jak dojadę? gdzie znajdę? skąd wziąć bilet? czy długo jeszcze? po ile wejście na premierę? 400 euro?! Znów pada śnieg, znów świeci słońce. Przeraźliwe mrozy atakują Kolumbijczyków, którzy nie widzieli nigdy białego puchu. Jutro ma być odwilż.
Jeszcze tylko kilka dni i wracam do was z mesko-damskimi sprawami. Ale najpiewr pozwolmy Berlinale dobiec do konca.
Już się cieszę na powrót :D
OdpowiedzUsuńAle masz niesamowicie! :-* Walentynkowy buziak ślę ;)
Świetna praca:) Pewnie wielu chciałoby się zamienić:) Czekamy na relację z całego przedsięwzięcia;)
OdpowiedzUsuńcudowna robota. choćby nie wiem jak wyczerpująca była, to wspomnienia na całe życie pozostaną.
OdpowiedzUsuńno to opowiadaj, jak już znajdziesz chwilę :)
Kurcze, to musi być fascynująca praca :) Mam nadzieję, że napiszesz potem coś więcej ;)
OdpowiedzUsuńOj, uwielboam Juliette Binoche :) To jedna z moich ulubionych aktorek. Zazdroszczę ze możesz z nią przebywać :))
OdpowiedzUsuńBardzo chciałabym wciąż w tym udział. Miałam taki plan, ale za późno się zorientowałam, kiedy Berlinale są. Może następnego roku :).
OdpowiedzUsuńZazdroszcze!
OdpowiedzUsuńAle masz fajnie... zazdroszczę!
OdpowiedzUsuńRób swoje, a my czekamy ;)
OdpowiedzUsuń