środa, 22 lipca 2015

Co na obiad? #29 i kilka słów o zachciankach kobiety w ciąży.

W poprzednim wpisie mówiłam jaka to ja jestem biedna, pod presją społeczną ;) Dziś o tej lepszej stronie ciąży, czyli o zachciankach.





Moje wyobrażenie o byciu w ciąży było nikłe, oparte raczej na opisach z książek i obrazie z najnowszej popkultury. Gryzą się tu dwa fronty: kobiety, której jedynie co w ciąży rośnie to brzuch (no, ewentualnie biust), a już na pewno nie biodra, uda i tyłek, oraz drugi, gdzie kobiety tyją na potęgę, jedząc wszystko, co spotkają na swojej drodze przez dziewięć miesięcy. Kilka miesięcy temu jeszcze nie wiedziałam, do której grupy planuję się zapisać :)

Wspomniałam Wam już, że kilka, a tak naprawdę kilkanaście tygodni ciąża u mnie rozwijała się wzorowo, natomiast ja myślałam, że w brzuchu rośnie mi alien (jak nazwała go moja przyjaciółka), który średnio co godzinę wypuszcza dawkę jakiś toksyn. Niewiele jadłam, a większość i tak lądowała w muszli klozetowej, więc postanowiłam, że nie będę udawać zdrowo odżywiającej się matki i zacznę przyjmować pokarmy, które nie szukają po minucie drogi do wyjścia.

Także tego...

Cola (której przed ciążą prawie w ogóle nie piłam) oraz chrupki orzechowe stanowiły podstawę mojej diety. W nocy, kiedy z powodu mdłości nie mogłam spać w głowie starałam się tworzyć projekcję potraw, które mama mi robiła, gdy byłam mała i chorowałam. I tak przyszła mi chęć na kopytka z sosem z cielęciny.

Później przez kilka tygodni CODZIENNIE na śniadanie musiałam zjeść kromkę chleba z jajkiem na twardo. Mój mąż bez zająknięcia gotował codziennie to jajko, dzielnie je obierał, kroił i układał na kromce, a ja do końca życia będę mu za to wdzięczna, bo wtedy mi się wydawało, że bez tej kanapki z jajkiem chyba bym umarła...

Kolejną zachcianką był chamski tuńczyk z puszki. Do tej pory tego nie rozumiem, bo każdy intensywny zapach powodował u mnie silne mdłości. A nie tuńczyk. Otwierałam puszkę i prosto z niej widelcem wyjadałam rybę. Czasami z kromką chleba i jeszcze bardziej chamską kukurydzą z puszki. Na szczęście to się szybko skończyło.

Wraz z mdłościami skończyły się zachcianki i wróciłam do diety sprzed ciąży. Jednak pozostało coś, co jest zachcianką niespożywczą. Chyba przez te tygodnie spędzone w łóżku wykształciła się we mnie ogromna potrzeba przestrzeni. Morze, wciąż myślałam o morzu. O pustej plaży, o odpływie na duńskiej wyspie, o cichych wydmach, o piaskowych klifach, o żaglówce unoszącej się na fali. Zawsze lubiłam morze, ale teraz to coś więcej. To jakieś pierwotne pragnienie przestrzeni...

A jakie były Wasze nietypowe zachcianki ciążowe?



A tutaj wyciąg z tygodniowych obiadów ciężarnej:

Poniedziałek: Makaron przywieziony jeszcze z Włoch z gorgonzollą, orzechami włoskimi i słodkimi pomidorkami.
Wtorek: Sałatka Cezar. Chyba ulubiony letni comfort food na lato. Zarówno mój jak i mojego męża.
Środa: Domowe "azjatyckie" jedzenie inspirowane wizytami w tajskich knajpkach. Makaron ryżowy z podsmażonymi warzywami, orzeszkami ziemnymi, olejem sezamowym, chrupiącą sałatą i sosem słodko-ostrym.
Czwartek: Ajvar z cukinią i cebulą podany z ryżem.
Piątek: Naleśniki z ajvarową mieszanką i serem owczym.
Sobota: Wilka nie ma, więc myszy harcują. Mąż wyjechał na weekend a ja w zamrażarce odnalazłam ostatnią porcję domowego ciasta na pizzę. Na wierzchu ułożyłam ser gorgonzola, piórka cebuli i świeżą bazylię. No i oczywiście passatę pomidorową. Pycha!
Niedziela: Z braku apetytu obiadu nie było, a jedynie wieczorem pieczone z rozmarynem ziemniaki.

Przez cały tydzień zjadałam morele. Na kilogramy. Zawsze przepadałam za tymi owocami, ale teraz po prostu musiałam je mieć! Morele w śniadaniowym musli, morele na surowo, tarta morelowa, morele do lodów, morele na okrągło.

7 komentarzy:

  1. Uwielbiam Cię czytać, fajnie, że wróciłaś. :)
    *
    Morze... Też nieco mi się go chce, choć w ciąży nie jestem.
    A wyznania o Mężu i jajku co rano - mega słodkie!

    OdpowiedzUsuń
  2. W ciazy mialam jedna jedyna zachcianke-czysta wodka. Nie moglam oczywiscie jej ulec, ale czasem w restauracji maz prosil kelnera o naparstek wodki i sobie ja wachalam. Ani przed ciaza ani po wodki nie pije i nie lubie. dziecko an razie ma 13 lat i nie wykazuje sklonnosci ale z lekiem patrze w przyszlosc... :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Ja wtranżalałam żółty ser, najchętniej podlaski, bez pieczywa. Zachcianki owocowe skończyły się natomiast nieszczególnie - po pożarciu góry truskawek po raz pierwszy w życiu dostałam na nie uczulenia i sezon truskawkowy był już dla mnie do samego końca spalony. Wystarczyło potem ledwie kilka owoców, żeby obłaziła mnie wysypka.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A ja mam z truskawkami zupełnie odwrotnie! W jakiś cudowny sposób w ciąży zniknęła moja alergia, a po zjedzeniu kilku truskawek ZAWSZE dostawałam wysypki. W ciąży zniknęło i mam nadzieję, że już tak zostanie :)

      Usuń
  4. No cóż, jak będziesz karmić piersią, to potrzebne będzie jeszcze inne spojrzenie na dietę. Ja raz zjadłam winogrona, a wysypka wylazła na dzieciu... Macierzyństwo to niekończące się niespodzianki, przygotuj się psychicznie :-)

    OdpowiedzUsuń
  5. Frykadele! Tanie Frykaldele z Aldiego! Podlewane Vinegretem albo lepiej: w morzy Vinegretu pływająca frykadela.
    I Liptona Ice Tea, ale tylko cytrynowa. Oraz banany, których wcześniej tak nie za bardzo.....

    Za to czekolada....czekolada smakowała jak mydło.
    Trochę mi to jeszcze zostało. Buuuu!

    OdpowiedzUsuń