poniedziałek, 25 marca 2013

O nienawiści Witkowskiego do Niemców.

O ironio! Przeczytałam ten tekst w EuroCity i od razu chwyciłam za pióro, pardon, za komputer i o to co powstało. 

Michał Witkowski

Przede wszystkim dzielę to, co mówi Michał Witkowski przez 3. Albo nawet przez 4. Tak samo robię przy okazji felietonu „O nienawiści do Niemców”. Jakiś czas temu byłam na spotkaniu autorskim z pisarzem, na którym otwarcie się przyznał, że jest nałogowym kłamcą. Chyba pozostanę przy tej wersji.
Oczywiście każdy ma prawo nie lubić Niemców, choć w Polsce jest to stwierdzenie politycznie niepoprawne. Bo co by się stało, gdyby Michał Witkowski powiedział, że nienawidzi Farerów albo mieszkańców Burkina Faso? Każdy ma prawo nie lubić Niemców, pozornego ładu i porządku, który charakteryzuje ich kraj, dokładności z jaką pracują i protestanckiej karności. Może zdarzyć się, że nienawidzącym jest ekscentryczny polski pisarz, który eufemizmami „zniemczony Polak”, Oświęcim, „ćwierć-emigrant” gra na emocjach czytelników. 

Wydaje mi się, że problem polega na tym, że żyjąc w Polsce, w kraju, w którym  dobrze wykonana praca nie jest doceniana, gdzie wybitnymi charakterami się pogardza, gdzie niemal nikt nie widzi nic złego w wyrzucaniu petów i butelek przez okna pociągów, gdzie nie respektuje się czyjejś wolności, gdzie człowiek czytający książki uchodzi za „inteligenta” trudno jest zaakceptować fakt, że jest takie miejsce na tym świecie, gdzie ludzie dobrowolnie oddają pieniądze na fundacje literackie, aby te mogły zapraszać ekscentrycznych pisarzy, aby ci potem mogli pisać, że nienawidzą Niemców. Taka kolej rzeczy z tymi pisarzami, ale wydaje mi się, że Stasiuk w książce „Dojczland” pokusił się przynajmniej na nieco pogłębioną analizę Niemców. Zdanie z tej książki, które zapadło mi najbardziej w pamięć mówiło, że Niemcy to jedyny kraj na świecie, który byłby lepszy, gdyby wszyscy jego mieszkańcy wyjechali z niego na wakacje. Witkowski za to bezceremonialnie się rozprawia z sąsiadami, stwierdzając, że polubiłby ich gdyby byli głupi i źli. 

Michał Witkowski i Dorota Masłowska na spotkaniu autorskim w księgarni Buchbund w Berlinie.
 
Niemcy nie są ani głupi ani źli, do tego mówią po angielsku i (o zgrozo!) po niemiecku, co przyprawia Witkowskiego ciarki. Przyznam, że nie mogłam uwierzyć, że ktoś jawnie przyznaje się do tego, że nie zna języka obcego i przeszkadza mu, że inni są od niego bardziej sprawni językowo. Może w tym szaleństwie jest metoda, ale ja jej nie odnajduję i proponuję panu Witkowskiemu udanie się na kursy językowe i czytanie literatury w językach obcych. Panie Michale! Proszę zacząć od angielskiego, wszak to lingua franca XXI wieku, ale może warto by było pomyśleć nad nauką niemieckiego? Zaskakująca jest pewna rzecz. Zarówno Stasiuk i Witkowski nie odnaleźli się w Niemczech, gdzie ich książki są ochoczo tłumaczone i szeroko komentowane. Natomiast Jurij Andruchowycz czuje się tu jak ryba w wodzie i na swoich odczytach nie potrzebuje tłumacza. Po prostu nauczył się niemieckiego. Niezwykle zaskakujące, ale jakże skuteczne.


Michał Witkowski w Buchbund Berlin
Felieton Witkowskiego nie powinien powstać (albo przynajmniej nie powinien zostać opublikowany) choćby przez wzgląd na fakt, że od wielu lat kolejne wydawnictwa opłacają panu Witkowskiemu pobyty w Niemczech i znienawidzone odczyty z niemiecką publicznością.  A jeśli nie przeszkadza mu bycie opłacanym to może przez wzgląd na ciężką pracę tłumaczy, którzy od lat męczą się nad jego książkami. Po co tu  przyjeżdżał skoro tak bardzo mu się nie podoba?


11 komentarzy:

  1. Dziwne. Hipokryta jaki czy co ?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Powiedziałabym "ech, szkoda gadać", ale się nagadałam sama. Ale mnie zdenerwował, ale lekarz mi mówi, że mam za niskie ciśnienie, więc może wyjdzie mi na dobre? Idę kontynuować mój dzień na opak!

      Usuń
  2. Wow! I takiego sie czyta...

    OdpowiedzUsuń
  3. Zatkało mnie. Może miało. Zwłaszcza, że Polityka to wypuściła.
    Trochę dziwne, że z trzynastoletnim stażem wizyt w Berlinie, autor z nikim się jeszcze nie zaprzyjaźnił.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cały czas mam nadzieję, że to nędzna, ale prowokacja...

      Usuń
    2. ja myślę ze to prowokacja

      Usuń
  4. Po co Witkowski przyjeżdżał, skoro mu się nie podoba w Niemczech? Może chciał polubić ? Stwierdził, że nie da rady, więc pisze, że już koniec z tym przyjeżdżaniem.
    Jeśli to nie prowokacja, rzeczywiście przyjeżdżać przestanie.
    Co do języka. On nie pisze, że nie zna angielskiego, tylko, że Niemcy znają ten język lepiej. Bo oni we wszystkim są doskonalsi. Za to dusza u nich niesłowniańska i pewnie o to chodzi, w największym skrócie.

    OdpowiedzUsuń
  5. czytałam już dawno temu Stasiuka i jego dzieło Dojczland, cała książka była napisana w bardzo monotonnym, nieco nudnym i pragmatycznym brzmieniu w takim jakim on postrzegał Niemcy, pamiętam jak utkwiło mi w głowie jego zdanie, że nigdy nie widział płaczącego Niemca.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. dodam jeszcze tylko, że mało kogo interesuje jacy są Niemcy i chyba tylko Polaków to zastanawia żeby aż o tym pisać

      Usuń
  6. Hmmm, ciekawy temat. Aż mnie korci, by coś napisać.
    Jestem 50+, wychowałam się na wojennych wspomnieniach rodzinnych o Niemcach (nie muszę chyba dodawać, że były to wspomnienia wyłącznie złe) i cóż ja mam rzec?
    Jeśli można, też będę niepoprawna - ja również, jak pan Witkowski, nie lubię.
    Ba, nienawidzę Niemców. Jest to nienawiść genetyczna. Tak wielka, że nawet zapisałam się parę lat temu na kurs niemieckiego, a jak lektor spytał mnie, dlaczego, to odparłam dumnie, że język wroga trzeba znać. Teraz kiepsko mówię, ale przynajmniej mogę ich podsłuchiwać, jak ich spotkam w tym naszym Jewrosojuzie.
    I powiem tak: ja nie mam kompleksów wobec Niemców. Z wielu powodów, ale poruszę tylko ten najważniejszy językowy. Podpowiem panu Witkowskiemu, że też nie powinien mieć, że oni znają angielski lepiej od nas, bo oni są z germańskiego kręgu słowiańskiego, a my nie. Im jest tak samo blisko do angielskiego, jak nam do rosyjskiego czy innego słowiańskiego. Więc koniec z kompleksami językowymi, czcigodny autorze!
    Przepraszam, że się tak tutaj Pani rozpisałam, może nawet nie do Pani adresując te moje rozmyślania, ale do Pana W. Ale tak jakoś mnie Pani wpis zainspirował.
    Ale, na koniec, jestem ciekawa, dlaczego mówienie o nienawiści Polaków do Niemców miałoby być niepoprawne politycznie?
    Zawsze było i jest poprawne. Jest takie stare przysłowie: "Jak świat światem, nie będzie Polak Niemcowi bratem" czy jakoś tak. I "nie będzie Niemiec pluł nam w twarz i dzieci nam germanił..."
    A dzieci to oni nadal germanią z rozkoszą. Do tego stopnia, że polscy rodzice muszą mówić ze swoimi dziećmi po niemiecku. We własnym domu. Znam takie rodziny...
    Oj, zaskoczyła mnie "polityka", może wrócę jeszcze do jej lektury?
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  7. szczerze, to inaczej odbieram tekst Witkowskiego, szczególnie, że ostatnio moja druga połowa poznała się z nim osobiście i trochę inaczej klaruje się jego postać.
    Ja traktuję ten tekst ironicznie, prześmiewczo - szczerze? coś w stylu "kurde, jesteście tacy super, że jest nam wstyd i przez to was nie lubimy". rozumiem też może dlatego, że wpadając do Niemiec i Berlina (który uwielbiam i chętnie bym tam zamieszkała) - denerwuję się, że u nas nie jest tak ładnie, czysto, schludnie. Z angielskim jedynie "problem" jest w Berlinie, poza Berlinem nie było wcale mi tak łatwo anglojęzycznych Niemców znaleźć (czasem w sklepie wołano osobę, co znała lepiej angielski i okazywała się Polakiem ;]). Nie traktowałabym tego tak superserio, od razu odebrałam to jako ironię i śmiech, że te Niemcy to paskudy, bo za dobrze człowiekowi robią, nie to co olewatorscy Polacy ;] i to nie metoda, a trochę prawda, że właśnie to nas mierzi w sąsiadach - że my się ogarnąć nie umiemy
    to oczywiście tylko moja interpretacja ;]

    OdpowiedzUsuń