poniedziałek, 1 lutego 2016

Co na obiad? #31 Spełnione marzenie i najlepsza zupa rybna

Wymarzone. Wyczekane. Morze!


Przejrzałam jadłospis z zeszłego tygodnia i wyszło, że prawie nic nie ugotowałam :) Tym razem postanowiłam poprawę i więcej czasu spędziłam na planowaniu składników i przy kuchence. O to efekty mojego gotowania:





Poniedziałek: Akcja podnoszenia żelaza wciąż trwa w najlepsze, więc na talerzu wylądowała wątróbka w sosie z białego wina, tym razem z kaszą jaglaną i świeżym młodym szpinakiem (skąd oni mają ten szpinak w środku zimy??!!)

Wtorek: Curry inspirowane przepisem White Plate. Kiedyś, kiedy jeszcze nie miałam pojęcia o kuchni indyjskiej, zanim miałam ogromne szczęście spróbować pyszności u źródła w Rajastanie moje indyjskie gotowanie było godne pożałowania. Dziś, kiedy mieszkam w Berlinie i mam dostęp do najlepszych przypraw mogę w domu wyczarować pyszne, kremowe curry, które w smaku jest zbliżonego do tego, które jadłam w Indiach. Do garnka trafiają najczęściej warzywa korzeniowe jak marchew, pietruszka oraz strączkowe jak fasolka, groszek i ciecierzyca. Do tego passata pomidorowa, mleko kokosowe i trochę cierpliwości.

Środa i Czwartek: Wielki gar pysznej zupy tom kha kai, czyli to co w tajskiej kuchni najlepsze. Trawa cytrynowa, limonka papeda, mleko kokosowe i ostra papryczka. Do tego kurczak i moje małe "widzimisię", czyli garść kiełków i makaronu ryżowego. Taką zupę mogłabym jeść codziennie! (miałam taki tydzień ciąży, kiedy rzeczywiście jadłam ją na śniadanie, obiad, kolację...)

Piątek: Kasza jaglana gotowana w pomidorach pelati z warzywami korzeniowymi, cukinią, kiełkami soi. Dorzucam zwykle papryczkę chili (z własnej balkonowej uprawy! :D oraz szczyptę kminu rzymskiego. Danie od razu nabiera charakteru. Obiad, który nie tylko dobrze smakuje, ale również wspaniale czyści lodówkę, ponieważ do kaszy można wrzucić absolutnie wszystkie warzywa, które znajdziemy.

Sobota: Niespodziewana wycieczka nad Bałtyk, czyli spełnienie mojego marzenia. Nad morzem nie byłam od sierpnia i bardzo za nim tęskniłam. Teraz mam nadzieję, że mała Lidia pokocha dźwięk fal i świeży zapach morza. Odwiedziliśmy małą niepozorną karczmę rybną w dzielnicy Świnoujścia Karsibór. W Rybaczówce zjedliśmy zupę rybną z szafranem i warzywami korzennymi oraz marynowane śledzie z galaretką buraczano-jabłkową. Oba dania to mistrzostwo! Dawno nie jadłam czegoś tak pysznego.

Niedziela: To czas niezwykle rodzinny, czyli obiad u teściowej. Kaczka faszerowana w towarzystwie jakie się jej należy: kwaśna żurawina, słodkie jabłka, buraki i inne pyszności.


Molo w miejscowości Ahlbeck. Co za powietrze! Ale tęskniłam za morzem!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz