poniedziałek, 12 listopada 2012

Co na obiad? Tydzień 13.

Poniedziałek: O zgrozo, ale śniadanie było moim obiadem. Ot, dzień w drodze. Przynajmniej śniadanie było dobre, bo zjedzone w Public Cafe w Szczecinie. Jedno z nielicznych miejsc w moim rodzinnym mieście, które mogę polecić z czystym sercem. Choć muszę przyznać, że zauważyłam ostatnio w Polsce jakieś dziwne zjawisko, które roboczo nazywam "lans na napój". Ludzie kupują za niewyobrażalne ceny Club Mate i Afri Colę, którymi później obnoszą się "na mieście", podczas gdy w Berlinie butelka Club Mate w sklepie kosztuje nie więcej niż 1 euro... Dziwne.
Wtorek: Comfort food po szalonym tygodniu należał mi się jak nic! A więc moje ukochane spaghetti bolognese z dużą ilością parmegiano regiano... A na deser creme brulee.
Środa: Szybka sałatka z roszponki, piersi z kurczaka, świeżych warzyw i grzanek z dressingiem a la Sylt.
Czwartek: Buritto w uniwersyteckiej mensie, ale lepiej przemilczę tę kulinarną pomyłkę. Na szczęście wieczorem zrobiliśmy sobie pieczone ziemniaki z cebulą i papryką i pysznym sosem majonezowym.
Piątek: Łosoś w sosie musztardowym, ryż basmati i roszponka z warzywami i octem balsamicznym.
Sobota: Gulasz wołowy wg przepisu mamy :) Czyli obsmażone z cebulą kawałki wołowiny wrzucam do bulionu z liściem laurowym, suszonymi podgrzybkami i zielem angielskim. Gotuję ok. 2 godziny, w międzyczasie dodaję odrobinę wina wytrawnego i passaty pomidorowej. Pycha! Podaję z kaszą jaglaną i marchewką z chrzanem.
Niedziela: Byliśmy na imprezie i wróciliśmy do domu o tak nieprzyzwoitej godzinie, że aż trudno mi uwierzyć! (5.30 rano, w Berlinie metro pełne), a więc nic dziwnego, że w niedzielę o 14 leżę jeszcze w łóżku i zamawiam pizzę Chicken BBQ z mozarellą zapiekaną w brzegach ciasta.

PS. Od dwóch tygodni nieskutecznie zmuszam się do upieczenia drożdżówki wg mojego ulubionego przepisu Niezapominajki. Mam nadzieję, ze te wyznanie na blogu spowoduje, że w tym tygodniu po prostu to zrobię... Chodzi za mną te ciasto i chodzi...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz