piątek, 20 listopada 2015

Książki na zimne i ciemne wieczory.




Czy jest lepsza pora roku na czytanie książek niż ta zimna? Przyznam, że często nie chce mi się wychodzić z domu, a sięgnięcie po książkę na kanapie lub przy stole w kuchni jest zawsze znakomitym usprawiedliwieniem wszystkich czynności, które można by robić poza domem. Spotkanie ze znajomymi, sport w parku, spacer czy nawet zakupy. To wszystko może poczekać w obliczu robienia tak ważnej rzeczy jak czytanie książki! Mam dla Was kilka propozycji na nadchodzące długie i ciemne wieczory.





Magdalena Grzebałkowska "1945. Wojna i pokój"
Tę książkę czytałam co prawda latem, ale wydaje mi się, że dużo lepiej zanurzyć się z nią pod koc i czytać miesiąc po miesiącu. Każdy z rozdziałów opowiada historię innego miejsca i różnych ludzi, która dzieje się w kolejnych miesiącach 1945 roku. Czytałam tę książkę z perspektywy osoby wychowanej na Ziemiach Odzyskanych, dlatego szczególnie ciekawe dla mnie były historie, które znam również z opowieści mojej rodziny, jak wędrówki ze Wschodu, osiedlanie się przy granicy z Niemcami, zajmowanie domów poniemieckich. Zawsze byłam ciekawa jak to się odbywało i co właściwie myśleli sobie ludzie, którzy wprowadzali się do czyiś mieszkań po wojnie. Ta książka daje wiele odpowiedzi.

Ziemowit Szczerek "Siódemka"
To ta książka, przy której ciągle się podśmiewałam i co 5 minut czytałam dłuższe fragmenty mojemu mężowi, który leżał po drugiej stronie kanapy z inną książką w ręku (za chwilę o niej). Razem z bohaterami książki przemieszczamy się wzdłuż drogi krajowej nr 7. To Polska taka prawdziwa, a jednak trochę w krzywym zwierciadle. Taka Polska, za którą czasami tęsknię i taka której nienawidzę. Śmiech przez łzy, ale warto!

Leopold Tyrmand "Zły"
To z polecenia mojego męża. Długa, grubaśna książka na wiele jesiennych i zimowych wieczorów. Teoretycznie kryminał, ale tak naprawdę to według mojego męża genialna panorama powojennej Warszawy. Tytułowy Zły pojawia się niczym Zorro i ratuje z opresji mieszkańców stolicy napadanych przez miejscową bandyterkę. Jednak jest to książka, która dostarcza nam dużo więcej niż zwykła kryminalna historia, bo pokazuje przede wszystkim jak wyglądała Warszawa w latach 50, czym zajmowali się ludzie, opowiada o typowym polskim kombinatorstwie, a nawet daje wgląd w powojenny romans.

Zbiór reportaży o murze berlińskim, o którym pisałam tu. Mur 12 kawałków o Berlinie pod redakcją Agnieszki Wójcińskiej.  Krótkie rozdziały idealnie nadadzą się do czytania już pod kołdrą, tuż przed zgaszeniem lampki.

Morfina i Drach to dwie zupełnie różne książki tego samego autora. Szczepan Twardoch budzi kontrowersje. I dobrze! Nudne książki zostawmy nudnym ludziom. Dla mnie "Morfina" była nie tylko niesamowitą historią osadzoną w pierwszych tygodniach drugiej wojny światowej w Warszawie, ale przede wszystkim spowodowała, że musiałam się zmierzyć z własnymi demonami. Bohater książki stoi w obliczu wyboru kim jest: Polakiem, Niemcem, a może Ślązakiem. Jego rozterkom towarzyszy jeszcze ktoś...

Natomiast "Drach" to książka wymagająca skupienia, nielinearna, niechronologiczna, niepoukładana, niełatwa, a jednak nie sposób się od niej oderwać. Autor jest Ślązakiem i z tej książki wypływa to z każdej strony. Niemal jak krew, jak strumień brudnej ziemi. Jest to historia kawałka świata, który od lat wydaje z siebie i przyjmuje do siebie kolejne pokolenia. Życie ludzkie jest w tej książce nie tylko historią, jest materialne, jest niemal zwierzęce, ponieważ ludzie rodzą się i umierają z tej samej ziemi. Widzimy powstania, wojny, ale też zwykłe dni. Kobiety, które rodzą dzieci, mężczyzn, którzy kochają kobiety, niesforne dzieci, starców, którzy kiedyś byli młodymi. Niesamowita książka.


W czasie ciąży, szczególnie w ostatnim trymestrze cierpię na bezsenność. Budzę się w środku nocy i nie ma mowy o tym, żebym zasnęła. Przyznam, że mój Kindle Paperwhite sprawdził się idealnie. Bez wstawania z łóżka i zapalania lampki mogę się cieszyć sporym zasobem pozycji. O dziwo bardzo łatwo przychodzi mi czytanie niełatwej klasyki w tej nocnej ciszy (przerywanej rytmicznym oddechem śpiącego obok męża). Dlatego pozwalam sobie na przypomnienie Wam o kilku nienowych już pozycjach, które wciąż świetnie się czyta (czasami lepiej niż nowości...).


Przede wszystkim "Bracia Karamazow" Fjodora Dostojewskiego. Ja wiem, wiem. To jest cegła. Można by tą książką komuś życie odebrać. Ale to jedna z tych pozycji, które można czytać na raty, wracać do niej, dać sobie czas na przetrawienie historii, na pożycie z jej bohaterami. Pamiętam, że kiedyś miałam wydanie papierowe w dwóch tomach, ale zupełnie nie wiem co się z nim stało. Teraz mam ebooka i nie czuję "ciężaru" powieści, która opowiada historię trójki lub czwórki braci (zależy jak podejść do tematu rodziny) oraz ich ojca. A potem już tylko tysiąc stron psychologicznej zawieruchy w iście słowiańskim stylu.

Zupełnie inną książką jest "Ocalony język. Historia pewnej młodości" Eliasa Canetti. Gdybym kiedykolwiek musiała wybrać swój ulubiony tytuł to na pewno ten znalazłby się w TOP5. To autobiograficzna powieść, która dzieje się kolejno w Bułgarii, gdzie autor się urodził, w Manchesterze, Wiedniu i Zurychu. Uwielbiam tę powieść, ponieważ główną rolę gra w niej język niemiecki. W losach głównego bohatera, dojrzewającego chłopca odnajdziemy historię języka oraz przedwojennej Europy, pełnej zadymionych kawiarni, pięknych kamienic oraz podróży pociągami.


Mam nadzieję, że skorzystacie z mojej listy, a książki umilą Wam długie, zimne, deszczowe lub śnieżne wieczory. Kocyki, kanapa, ciepła herbata lub czekolada i dobra książka. Byle do wiosny!

PS. Czekam również na Wasze propozycje.

1 komentarz:

  1. Ja podczas ciazy pochlonelam Z.Miloszewskiego - mam na Kindlu,moge pozyczyc Ci 😊

    OdpowiedzUsuń