poniedziałek, 2 stycznia 2012

Smutno w nowym roku.

Ostatnie pierogi, zamrożony bigos i nowe książki. Tyle ze świąt zostało 2 stycznia. Minęło Boże Narodzenie, minęła Chanuka, minął też Nowy Rok. Znów szybko trzeba wskoczyć w tryby codzienności. 

Nowy Rok witałam na dachu kamienicy, patrząc na niebo błyszczące od milionów fajerwerków. Nie robiłam postanowień noworocznych. Nigdy ich nie robię. Nowy Rok witałam z lękiem wysokości, sztywniejącymi ze strachu nogami. Już po kilku minutach dym przykrył wieżę telewizyjną, po kilkunastu nie widziałam Frankfurter Tor. A przecież sztuczne ognie sprzedawali w Berlinie tylko 2 dni! Kiedy wszyscy zdążyli kupić ich aż tyle? Do godziny drugiej niebo wciąż pobłyskiwało. Ktoś zdetonował rakiety w windzie naszej stacji metra. Ktoś próbował rozbić butelkę szampana a rozwalił całą szybę wiaty tramwajowej. Chodniki usłane konfetti i resztkami petard. Błyszczące cylindry gdzieś w krzakach. Mżawka i moknące peruki gejów. Rozmazany makijaż i potargane włosy. I tylko taksówki i tramwaje. Jak dobrze, że nasza linia jeździ 24 godziny na dobę.

Polubiłam się z Berlinem. Jednak jest w tym mieście coś, co sprawia, że nawet najpiękniejszy dzień ma w sobie nieco smutku. Stojąc na dachu i patrząc na noworoczną panoramę miasta pomyślałam, że jeszcze nie tak dawno podobne dźwięki odbijały się echem od zbombardowanych kamienic. Tylko wtedy nikt nie stał z szampanem na dachu...


7 komentarzy:

  1. Miałam bardzo podobne skojarzenia, szczególnie, że na moim podwórku huk się potęguje odbijając od bloków dookoła.

    A ta szara codzienność jest najgorsza, bo zjawia się i wydaje się być jeszcze bardziej szara i nijaka.

    OdpowiedzUsuń
  2. Czekolada powinna pomoc na ewentualne smutki :)
    Noworoczne pozdrowienia ślę :D

    OdpowiedzUsuń
  3. Kasia: ja do tego wszystkiego mam lęk przed wszystkimi sztucznymi ogniami, kiedy miałam 11 lat ktoś dla hecy wrzucił mi do kaptura petardę. Nic mi się nie stało, ale lęk pozostał.

    Aurora: ja inwestuję w deserową :-)

    Mirrors: wkrótce pokażę więcej zdjęć :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Paradoksalnie czasami smutek tez moze byc piekny :) choc ja zdecydowanie wole miasta bardziej wesole: Londyn - gdzie nikt nie zwraca uwagi nawet jak jestes esktremalnie ubrana, Barcelona i Paryz - choc zupelnie rozne to czuc w powietrzy milosc, Krakow - zapach tajemnicy i legendy...

    OdpowiedzUsuń
  5. Bella: w Berlinie też raczej nikt nie zwraca uwagi. Jest tu sporo transwestytów, kiedyś mnie szokowali, dziś jestem zszokowana jeśli żadnego nie spotkam. Są kolorowe hidżaby muzułmanek. Miłości raczej nie czuć :-) jest za to mnóstwo turystów, którzy czasami mnie irytują... Ale to moja wina, bo mieszkam za blisko muru :)

    Myślę, że ktoś z innym podejściem do życia odkryłby dla siebie Berlin jako wspaniałe, roztańczone i uśmiechnięte miasto. To chyba wina mojego charakteru.

    OdpowiedzUsuń
  6. Trzeba było przyjechać do Szczecina, iść z nami do Teatru Współczesnego a potem pojechać do Podjuch by oglądać z góry miasto spowite fajerwerkami. I choć też miałam TAKIE SAME przemyślenia odnośnie miasta i wybuchów, które kilkadziesiąt lat temu z pewnością nie cieszyły, to jednak i widok, i chwila, i przestrzeń i nadzieja cieszyły bardzo. Tym bardziej w ramionach ukochanego.

    OdpowiedzUsuń