wtorek, 18 października 2011

Jesień.

Wpadłam w stan, w którym powoli zapadam się do środka. Strach zamieszkał w moich słowach, nie chce się z nich wyprowadzić, dlatego nic nie mówię. Boję się spoglądać przez okno, bo widzę, że czas mija, a ja wciąż tkwię w tym samym miejscu. Świat przelatuje obok mnie, a ja... jakby z kotwicą przywiązaną do nogi tylko stoję i patrzę jak wszystko co dobre i co złe mnie mija. Stagnacja? Tak się na to mówi? A może jesień? Nie podejmuję decyzji, unikam sytuacji, w który muszę się wykazać własnym zdaniem. Uciekam przed przyjemnościami i przed nieprzyjemnościami. Nie chcę mieć do czynienia z rzeczywistością, która mnie otacza.

Ale... wiem, że to nie jest stan naturalny i wciąż próbuję się z niego wyrwać. Na razie wciąż odwracam twarz i nie chcę się mierzyć z światem.

2 komentarze:

  1. chyba to się nazywa jesienna chandra...

    OdpowiedzUsuń
  2. och, żeby tak ktoś wymyślił na to lek...

    A tak swoją drogą: masz przepiękne włosy! Chociaż pewnie słyszysz to codziennie. :)

    OdpowiedzUsuń