W sobotę od rana do późnego wieczora byliśmy zabiegani załatwianiem najróżniejszych spraw, by wieczorem spotkać się z przyjaciółmi. W gąszczu takich spraw nie było nic śmiesznego, a może były tylko nie znalazłam chwili by dostrzec coś takiego. Przed wyjściem mój pies znów robił miny głodnego dziecka i dramatycznie domagał się pieszczot i/lub jedzenia. Tragicznie rozwalony pod schodami patrzył się na nas smutnym spojrzeniem, a my musieliśmy wyjść...
O rany ale on jest pięknie czarny!
OdpowiedzUsuń